Model: Bachem Ba 349 A/V Natter
Nr kat.: 32028
Skala: 1:32
Producent: Fly 814
Tworzywo: model wtryskowy, elementy fototrawione, elementy żywiczne
Malowanie: 6 x Niemcy
Zawsze podobały się niemieckie awangardowe konstrukcje lotnicze z końcowego okresu II wojny światowej. Pionierskie odrzutowce czyli He -162 i Me - 262, oryginalny konstrukcyjnie Do -335 czy przeżywający swą drugą młodość Ho – 229, oczywiście pod postacią B-2 Spirit i jego następcy B-21 Raider. Te konstrukcje zawsze działały na moją wyobraźnie, czego efektem były kolejne pudełka w moim magazynku. Był jednak jeden wyjątek, to rakietoplan Bahem Ba 349. Model tego „dzieła” nie tak dawno w skali 1/32 wznowiła firma Fly 814.
Dlaczego „dzieła”? Ile razy myślę o tym samolocie, tyle razy zastanawiam się, co siedziało w głowie jego konstruktora, jaki był jego stan umysłu. Facet ewidentnie kogoś nie lubił, a może konstruował samolot dla teściowej. No, nie wiem. Najbardziej adekwatne byłoby tu stwierdzenie, że pilot siedział na przysłowiowej beczce prochu. Też nie do końca. Nie na beczce, a w beczce i to nie prochu a wypełnionej paliwem rakietowym. Do tego dorobiono symboliczne skrzydełka i usterzenie, żeby zapewnić jakąś namiastkę sterowności. Z przodu znajdowała się wyrzutnia niekierowanych pocisków rakietowych, czyli solidna dawka materiału wybuchowego i oczywiście dodatkowa porcja paliwa rakietowego. Delikwenta wystrzeliwano z prymitywnej wyrzutni przypominającej gigantyczną procę, zaś w początkowej fazie lotu sterowanie odbywało się z ziemi przy pomocy radia. Po wejściu na pułap operacyjny stery przyjmował pilot i po zbliżeniu się do wrogiego bombowca miał odpalić salwę rakiet. Następnie główny silnik miał oddzielić się od reszty kadłuba i wylądować na spadochronie, podobnie jak pilot po opuszczeniu maszyny. Tyle teoria. Praktyka wyglądała tak, że z początkiem 1945 r. wykonano pierwszy i jedyny lot załogowy. Pilot zakończył go przejściem w wieczny odpoczynek w przyspieszonym tempie, ponieważ nie zadziałał jeden z silników startowych, co uniemożliwiło oddzielenie się silnika głównego od kadłuba. Co za niefart! Kiedy okazało się, ze zamiast efektywnego środka zwalczania alianckich bombowców uzyskano środek do efektownego popełniania samobójstwa, dalsze prace zarzucono. Czy planowano dalsze loty załogowe z udziałem teściowej tego nie wiem i pewnie nigdy się nie dowiemy.
Tyle historia, opowiedziana dużym w skrócie i z przymrużeniem oka. Teraźniejszością jest natomiast wznowienie przez Fly 814 swego modelu Nattera w podziałce 1/32. Pierwszy raz ukazał się on w 2008 r. Obecne wydanie jest niemal identyczne, co pierwowzór, jedyna różnica to większa ilość wariantów malowania, co zawsze wychodzi na dobre. Bez względu na tematykę, skalę i producenta. Zestaw zapakowano w zamykane z boku pudełko z dość efektownym boxartem przedstawiającym Nattera w chwili startu. W środku znajdziemy torebkę z wypraskami, którym towarzyszy blaszka fototrawiona oraz detale w postaci klasycznych, żywicznych odlewów. Do tego oczywiście kalkomania i instrukcja.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Zestaw ten jest short runem w najbardziej klasycznej postaci, a oznacza to, że każdego, kto weźmie go na warsztat, czeka odpowiednia dawka pasowania, szlifowania i szpachlowania. Warto o tym pamiętać, a porównywanie tego modelu o tego co oferują taki firmy jak Zoukei Mura czy GWH, świadczyć może jedynie o braku elementarnej wiedzy z zakresu modelarstwa redukcyjnego. Pierwsza z wyprasek, która wpadła mi w ręce zawiera połówki kadłuba, silniki startowe oraz trochę drobiazgów, głównie wyposażenia kabiny. Jakość jest niezła, linie podziału i detale wyraźne i ładnie odtworzone. Wystarczy spojrzeć na tablicę przyrządów.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Dwie kolejne ramki to skrzydła oraz usterzenie, które jest w dwóch wersjach. Powierzchnie sterowe zostały wykonane jako integralne części płatów i usterzenia, więc jak ktoś chce mieć je wychylone, musi trochę popracować samodzielnie. Detali tu dużo nie ma, co wynika w prostoty konstrukcji pierwowzoru, a nie braku dbałości producenta.
![]() |
![]() |
Na czwartej wyprasce znajdziemy podstawkę pod model, oraz trochę drobnych detali, takich jak dwa warianty osłony nosa, pozbawiona szyb osłona kabiny, elementy kokpitu i temu podobne rzeczy.
![]() |
![]() |
Oszklenie składa się z wiatrochronu oraz osłony kabiny. Ta niewielka wypraska dobitnie przypomina nam, że mamy do czynienia z modelem wykonanym w technologii short – run. Konieczne będzie oszlifowanie krawędzi obu elementów, dobrze też zrobi ich wypolerowanie. Ten zabieg powinien poprawić ich przejrzystość.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
O zastosowanej technologii przypominają także dołączone do zestawu dodatki w postaci fototrawionej blaszki oraz kilku odlewów wykonanych z ciemnoszarej żywicy. Na blaszce znajdziemy pasy pilota, celownik, mocowanie silników startowych a także całkiem ładne tabliczki z nazwą modelu i skalą. W formie odlewów żywicznych wykonano natomiast wyrzutnię rakiet, dysze wszystkich silników oraz sporo drobiazgów, które zastosujemy zarówno w kokpicie jak i na zewnątrz.
Kalkomania to dość spory, podłużny arkusz. Pamiętać jednak należy, że to wydanie modelu zawiera znacznie większą ilość opcji malowania w stosunku do wydań poprzednich.
![]() |
![]() |
Jakość druku kalkomanii nie budzi zastrzeżeń. Rysunek wyraźny, kolorystyka prawidłowa, bark jakichkolwiek wad drukarskich. Jedyne o czym trzeba pamiętać, to dość cienki i delikatny film na którym kalkomanie wydrukowano. Po prostu trzeba zachować ostrożność przy ich nakładaniu.
Wariantów malowania producent przewidział aż sześć. Pokazano je zarówno na tylnej części pudełka, jak i w instrukcji. Każda opcja zawiera krótki opis malowania, zaś kolorystykę podano według palety AK Interactive.
![]() |
![]() |
Instrukcja to reedycja poprzedniej wersji, jeśli chodzi rysunki montażowe. Zmieniła się tylko strona tytułowa no i schematy malowania, o czym była mowa poprzednio.
Pomimo zastosowanej technologii i konieczności wykonania szeregu dodatkowych prac charakterystycznych dla short runów, model nie sprawia wrażenia jakoś specjalnie skomplikowanego. Jeśli ktoś lubi oczywiście takie potworki. Prawidłowo sklejony i pomalowany na pewno będzie prezentować się ciekawie, jako oryginalne uzupełnienie kolekcji modeli samolotów odrzutowych z ich pionierskiego okresu.
Dziękuję producentowi, firmie Fly za przekazanie zestawu na potrzeby recenzji
Marcin "Marwaw" Wawrzynkowski