W Pudle - Samolot myśliwski P-51B/C Mustang - 1/72 - Arma Hobby

Model: P-51 B/C Mustang Expert Set, Nr kat.: 70038
Skala: 1:72
Producent: Arma Hobby
Tworzywo: model wtryskowy plus elementy fototrawione, maski,
Malowanie: 4 x USA, 1 x Wielka Brytania, 1 x Polska, 1 x Japonia (bonus) 

Czekamy na Mustanga! To hasło towarzyszyło wielu modelarzom niemal od chwili kiedy to Arma Hobby zapowiedziała wydanie swego nowego modelu. Apetyty były duże i trudno się dziwić, bo poprzednie produkcje takiej jak Hurricane, Jak-1 czy Wildcat ustawiły poprzeczkę bardzo wysoko. Od kilku miesięcy producent ujawniał postępy w projekcie, co wzbudzało coraz większe emocje, wiadome bowiem się stało, że nie będzie to kolejny model do sklejania. W końcu gotowy projekt ujrzał światło dzienne, zaś dzięki uprzejmości producenta KPM otrzymał kilka egzemplarzy testowych. Proza zatem podzielić się wrażeniami z oglądania zawartości pudełka.

Nowy Mustang z Arma Hobby wydany został w standardzie „Expert Set” co oznacza, że zestaw został wzbogacony o fot otrawioną blaszkę, maski do malowania, jest także więcej opcji malowania do dyspozycji. Zapakowany jest w pudełko o standardowych rozmiarach i szacie graficznej nie zmienionej praktycznie od wydania pierwszego modelu wtryskowego, czyli TS-11 Iskra, dokładnie 6 lat temu. Oczywiście uwagę zwraca piękny boxart, który po raz kolejny uświadamia nam, że jego autor, Piotr Forkasiewicz to mistrz w swoim fachu. Wspaniała batalistyczna scena przedstawiająca heroiczną, samotną walkę stoczoną przez mjr. Jamesa H. Howarda w obronie formacji Latających Fortec. 

Zawartość pudełka stanowi foliowa torebka z ramkami wtryskowymi, blaszką, maskami, instrukcją i kalkomanią. Zasadnicze elementy modelu rozmieszczone zostały na dwóch ramkach wykonanych z jasnoszarego plastiku, takiego samego jak wcześniejsze modele tego producenta, takie jak obie wersje Wildcata czy Hurricany. Mając nieco doświadczenia z tymi zestawami, mogę stwierdzić, że tworzywo to jest bardzo dobre w obróbce i nie stwarza problemów podczas klejenia. Dobrze współpracuje z klejami i szpachlówką, choć ta ostatnia była praktycznie nie potrzebna.

Większa ramka, oznaczona jako „B” zawiera wszystkie podzespoły płatowca, charakterystyczne dla odmian B/C, a więc kadłub, dwa rodzaje usterzenia, płat oraz dosyć pokaźną liczbę detali wyposażenia wnętrza, luku podwozia czy kokpitu.

Mniejsza ramka, czyli „A” to klapy, elementy przedziału chłodnicy, podwozie oraz podwieszenia. Są także inne drobne detale. Ich cechą wspólną jest to, że można je wykorzystać także w innych odmianach Mustanga, więc należy przypuszczać, że producent poważnie bierze pod uwagę opracowanie im kolejnych wersji słynnego myśliwca, jak to miało miejsce choćby w przypadku Hurricane.

Model ma klasyczny podział technologiczny z drobnymi modyfikacjami, które wymusiły różnice konstrukcyjne samolotu. Kadłub składa się z dwóch połówek, prawej i lewej, do których zamocujemy usterzenie. Do dyspozycji mamy dwie wersje z płetwą i bez. Po prostu mając wybrane malowanie, dostosowujemy konfigurację modelu. Mając dwa komplety usterzenia, mamy o tyle komfortową sytuację, że jeżeli zapragniemy wykonać powierzchnie sterowe w pozycji wychylonej, mamy zapasowy komplet w razie jakiejś nieprzyjemnej przygody przy wycinaniu. Zarówno kadłub jak i usterzenie mają bardzo ładnie odtworzoną fakturę powierzchni, w postaci cienkich ale wyraźnych linii podziału blach. Bardzo dużo uwagi producent poświęcił także wnętrzu. Odtworzono szczegóły konstrukcji kokpitu, przedziału znajdującego się za nim, a także luku kółka ogonowego. Pięknie wyglądają detale wyposażenia znajdujące się na obu burtach kabiny pilota, co prawda na prawej burcie są dwa ślady po wypychaczach, ale co z nimi zrobię jeszcze nie wiem. Wszystko zależy od tego na ile będą widoczne po złożeniu kadłuba w całość. Pewnie je usunę, bo jakieś skomplikowane zajęcie to nie będzie. 

W nowej części obu połówek płata znajdują się podłużne charakterystyczne otwory. Producent przewidział trzy typy pokryw do wyboru, przy czym do w zależności od wersji malowania użyjemy jedynie dwóch typów, trzeci natomiast jest, bo oczywiście występował w prawdziwych samolotach, a ktoś może będzie chciał zrobić swój model w takiej właśnie konfiguracji. Bardzo dobre podejście producenta. Zresztą, od dawna było wiadomo, że Arma Hobby chce opracować zestaw na tle uniwersalny, że będzie można wykonać w oparciu o niego niemal każdy egzemplarz Mustanga B/C z uwzględnieniem nie tylko wersji ale i serii, czy polowych modyfikacji. Dlatego mamy też do dyspozycji także dwa typy rur wydechowych, kilka opcji wyposażenia radiowego a także dwa fotele pilota.

Płat ma także podział klasyczny, bo raczej inny nie wchodzi w grę. Składa się on z część górnej oraz dolnej, zaś bardzo dużo uwagi producent poświęcił komorze podwozia głównego. Bolączką większości modeli Mustanga, był zbyt płytki luk podwozia, na czym kokosy zbijały firmy oferujące żywiczne zamienniki. W nowym modelu Arma Hobby składa się on z kilku elementów, natomiast jego górna część jest wykonana nie jako osobny element, ale jako integralna część górnej połówki płata. Jeśli ktoś będzie miał ochotę, może dokleić kilka przewodów i będzie dobrze.
Nity, zarówno na kadłubie jak i skrzydłach, zaznaczono tylko w niektórych miejscach. Wiadomo, że na producenta może spaść z tego tytułu krytyka, że nie na całym płatowcu. Moim skromnym zdaniem to nie jest błąd, ponieważ nity są ledwo widoczne na prawdziwych samolotach, jeśli spojrzymy na nie z odległości kilku metrów, to jak mają być widoczne i trzymać skalę na miniaturze w skali 1/72?  Model za to doskonale leży w planach, przynajmniej tych, których używałem do sprawdzenia. Mam tu na myśli plany autorstwa Dariusza Karnasa z 35-go numeru publikacji Single wydawnictwa Stratus. Na tych planach znajdziemy także dokładny schemat nitowania całego płatowca, jeśli kośby miał ochotę.
Pomiędzy omówionymi przeze mnie zasadniczymi podzespołami modelu przewijają się także detale niemniej istotne, a mianowicie kokpitu samolotu. Składa się on z kilkunastu elementów, z których cześć zamontujemy na podłodze, część umieścimy na burtach, zaś tablica przyrządów wraz z osłoną i orczykiem jest osobnym modułem. Jak wspomniałem do dyspozycji mamy także dwa rodzaje fotela. Shick – Johnson oraz Warren Mc Arthur. Dysponujemy także kadłubowym zbiornikiem paliwa, który także jest elementem opcjonalnym, wszystko zależy od posiadanej dokumentacji.

Takimi drobiazgami przewijającymi się na obu ramkach, są także elementy podwozia. Koła z wyraźnie zaznaczonymi felgami oraz bieżnikiem, delikatne i szczegółowe golenie a także pokrywy z pięknie odtworzoną fakturą powierzchni zewnętrznych. No dobra, kadzę i kadzę to teraz trochę pomarudzę, bo COŚ znalazłem: 

Otóż na zewnętrznych powierzchniach pokryw podwozia, tych mocowanych do goleni odkryłem jamki skurczowe! Ich głębokość to jakieś 0,0000000000000001 mm ale ONE TAM SĄ! I co teraz ?! No cytując klasyka – „Jeżeli na pokrywach luków podwozia w Twoim modelu Mustanga jamki skurczowe zobaczysz, TO WIEDZ, ŻE COŚ SIĘ DZIEJE!” A zatem niech zapłoną stosy. Mustang po którym tyle sobie obiecywano, stał się kolejnym modelem hańby. Co ja z tym zrobię? A no nic. Przy obróbce przejadę kostką ścierną i po sprawie, a zajmie mi to pewno mniej czasu niż napisanie powyższego akapitu.
Zamiast jednak ciągnąć ten wątek zwrócę uwagę, że poza wariantami typowo myśliwskimi, możemy także wykonać naszą miniaturę w wersji rozpoznania fotograficznego, musimy także użyć elementów opcjonalnych w odpowiedniej konfiguracji. Instrukcja przewiduje jeden taki wariant.

Bardzo mocnym punktem zestawu są klapy. Zaprojektowano je w pozycji wychylonej, bo Mustang miał to do siebie, że na postoju, kiedy spadało ciśnienie w instalacji hydraulicznej, klapy oraz pokrywy luku podwozia opadały w dół. Kalpy także zamontujemy w pozycji wychylonej, a odtworzony mają mechanizm ich mocowania i wypuszczania, ale nade wszystko ładna jest ich powierzchnia – nity na całej powierzchni i delikatne ugięcia, co niewątpliwie nadaje im realizmu. To oczywiście moja subiektywna opinia, z którą można się zgodzić lub, nie.

Każdy Mustang miał dwa pod skrzydłowe węzły umożliwiające podwieszenie dodatkowych zbiorników paliwa lub bomb. Arma Hobby przewidziała to wszystko w swoim zestawie. Mamy zatem i bomby i zbiorniki, przy czym te ostanie są w dwóch wersjach, aluminiowej oraz z masy kartonowej. Sposób ich odwzorowania a także oddanie szczegółów to każe mocny punkt zestawu. To czego nie wykorzystamy w budowanej miniaturze, na pewno wykorzystamy do innych budowanych modeli.

Oszklenie nie ogranicza się do wiatrochronu i owiewki. Arma, podobnie jak w przypadku części z jasnoszarego plastiku zadbała o każdy szczegół. Mamy zatem do dyspozycji klasyczną, otwieraną na boki osłonę kabiny, a także jej brytyjską modyfikację Malcolm Hood. Do wyboru mamy także wersję otwartą i zamkniętą. Jakość wykonania poszczególnych elementów jest bardzo dobra, jeśli chodzi o takie rzeczy jak grubość ścianek, przejrzystość czy efekt soczewkowania. Ponadto jest kilka drobnych detali, które wykorzystamy głównie w wersji rozpoznania fotograficznego. W tym miejscu cofnę się nieco do elementów z szarego tworzywa. Otóż bardzo pomysłowo projektant modelu rozwiązał temat montażu szyn Malcolm Hooda (elementy B37 i B38). W zależności od opcji, otwarta czy zamknięta, odcinamy odpowiedni fragment z przodu lub z tyłu, montujemy w odpowiednim miejscu i dopiero przyklejamy osłonę.

Jak zaznaczyłem powyżej, model został wydany w standardzie „Expert Set”, a zatem uzupełnieniem elementów z polistyrenu jest blaszka fot otrawiona oraz maski. Na blaszce znajdują się pasy pilota, elementy fotela Warren Mc Arthur, kratownice chłodnicy oraz chwytu powietrza i kilka drobiazgów, między innymi pokrywa umieszczona za lewoburtowymi rurami wydechowymi. Ten detal montujemy tylko w wypadku wyboru malowania mjr. Howarda. Możemy użyć blaszki, ale także znajdującego się na masce wykroju. Należy go przykleić i za jego pomocą naciąć linię. Podobnie należy postąpić w przypadku wyboru wersji rozpoznawczej. Należy wytrasować imitację pokrywy w tylnej części kadłuba na prawej burcie. Pomysł bardzo dobry, ale jak znam siebie, trasowanie linii może przynieść różne efekty, często dalekie od zamierzonych, pewnie nakleję szablony i… tak zostawię. Robiłem tak już nie raz.

Kalkomanię już tradycyjnie wydrukowała firma Techmod. Jest to spory arkusz, bo i wariantów malowania sporo. Jeśli chodzi o jakość druku, firma trzyma ten sam poziom od kilku lat, czyli bardzo dobry. Kolorystyka prawidłowa, nie ma żadnych wad drukarskich. Nawet drobniutkie elementy są bardzo wyraźne i czytelne, a oglądałem je w dość dużym powiększeniu. Standardem w kalkomaniach opracowywanych na zlecenie Arma Hobby jest podwójny komplet stencili oraz kalkomanii z wyposażeniem kabiny w postaci zegarów czy tabliczek znamionowych.  W przypadku modelu Mustanga projektant kalkomanii poszedł nieco dalej. Kalkomanie wyposażenia kokpitu to praktycznie wszystkie oznaczenia, jakie znajdowały się w prawdziwych samolotach, a dało się pomniejszyć i wydrukować w skali 1/72. Ponadto oczywiście pasy, które możemy nakleić na blaszki, podkleić papierem i wyciąć, możemy także nakleić bezpośrednio na fotel, co jednak odradzam. Początkowo ich kolorystyka wydawała mi się zbyt jaskrawa, ale potem, bo bliższym przyjrzeniu się uznałem, że jest w porządku. Stencili mamy z kolei kilka grup. Osobne na płatowiec, osobne na każdy rodzaj zbiorników paliwa, osobne na bomby. Zatem o pomyłce nie może być mowy. Wcześniej nie miałem problemów w kalkami Techmodu, wykonywanymi na zlecenie Army, więc i tym razem nie spodziewam się żadnych sensacji. 

Kalkomanie umożliwiają wykonanie modelu w jednym z sześciu wariantów, przy czym otrzymujemy bonus w postaci jedynego egzemplarza zdobytego przez Japończyków. Zatem po kolei:
•    P-51B-5-NA Mustang, 43-6315/AJ-A, "Ding Hao", pilot: Maj. James H. Howard MH, 356th Fighter Squadron, 354th Fighter Group, Boxted, Wielka Brytania, kwiecień 1944 r.                         
•    P-51C-11-NT Mustang, 44-10816/278,   "Evalina", pilot: 1st Lt. Oliver E. Strawbridge, 26th Fighter Squadron, 51st Fighter Group, Chiny, Styczeń 1945 r. Bonusowa opcja o której wspominałem to zdobyczne malowanie japońskie tego samolotu z 1945 r. Pilotem jedynego japońskiego Matranga był Maj. Yasuhiko Kuroe.
•    Mustang III, KH516/WC-F, pilot: Kpt. Jerzy Mencel DFC, 309 Dywizjon PSP, zestrzelenie odrzutowego Me-262 9 kwietnia 1945.
•    F-6C-1-NT Mustang, 42-03213/IX-H, "Azel"/"Boomerang", 162nd Tactical Reconnaissance Squadron, 10th Photographic Reconnaissance Group, Chalgrove, Wielka Brytania. Pilot 2nd Ltn. Stanley F.H. Newman, rozpoznanie pozycji w Normandii wiosną 1944 r.
•    Mustang III, FB244/CV-V, 3 Squadron RAAF, Fano we Włoszech, kwiecień 1944 r. Samolot pilotowany przez kilku lotników, użyty głownie do wsparcia wojsk naziemnych.
•    P-51C-10-NT Mustang, 43-25045/C3-W, "Snookie", pilot: Lt. Edward T. Pawlak, 382nd Fighter Squadron, 363rd Fighter Group, France, lipiec 1944 r.
Każda z opcji malowania jest przedstawiona w postaci planszy barwnej, jak to miało miejsce w przypadku poprzednich modeli Arma Hobby, jednakże schemat rozmieszczenia stencili, zarówno na samolocie jak i podwieszanych zbiornikach paliwa i bombach zamieszczono na odrębnych schematach.

Drobna kosmetyka pojawiła się także w instrukcji montażu. Po pierwsze zyskała na czytelności. Każdy etap  budowy jest zilustrowany odrębnym schematem, zaś pokazanie kolorystyki wnętrza za pomocą konkretnych kolorów znacznie ułatwi pracę. Na kolorowo zaznaczono także pewne newralgiczne kwestie, takie jak konieczność odcięcia kawałka tworzywa, nawiercenia otworu, wytrasowania panelu, czy zaszpachlowania zbędnego w kilku sytuacjach wlewu paliwa. W przypadku wyboru wersji z osłoną kabiny typu Malcolm Hood, jest konieczne także zeszlifowania imitacji świateł pozycyjnych, umieszczonych nad kabiną, na jednym z forów widziałem dramę z tego powodu. No cóż, skoro niektórych takie rzeczy przerastają. Ja wybieram szlifowanie. W kilku miejscach zamieszczono także rendery 3D, żeby zilustrować, jak mają być złożone niektóre detale. Dotyczy to głównie luku podwozia głównego.
Podsumowując, może cofnę się nieco w przeszłość. Moja przygoda z Mustangami w skali 1/72 zaczęła się od modelu vacu firmy Fomitex, który miał być czymś w rodzaju artykułu zastępczego dla Matchoxa, na którego się nie załapałem. Model ten skleiłem będąc chyba jeszcze w szkole podstawowej i co ciekawe w stanie mocno uszkodzonym dotrwał do naszych czasów. Potem był Mustang D z Academy, który skleiłem już na studiach i uważałem go za bardzo dobry zestaw, pomimo paru błędów, jakie mu wytknięto. Miałem także Mustanga B/C z zestawu Revella, ale jego nie skleiłem. Nie załapałem się też na Airfixa, Hasegawę i Tamiyę. Teraz przyszła kolej na Arma Hobby. Wtedy, w czasach kiedy na rynku modelarskim królowali producenci japońscy, nie przypuszczałem, że doczekam chwili, że polski producent wyda model opracowany na takim poziomie, że zostawi wszystko inne daleko za sobą. W tym miejscu nie pozostaje nic innego, jak pogratulować całej Ekipie Arma Hobby, a także wszystkim, którzy na różnych etapach projektowania i produkcji przyczynili się do uzyskania tak wspaniałego efektu. Już nie mogę doczekać się klejenia.

 

Dziękuję producentowi, firmie Arma Hobby za przekazanie modelu  na potrzeby recenzji

Marcin "Marwaw" Wawrzynkowski

 

 

 

 

 

Partnerzy

           

 

Kluby modelarskie

 

 
       
                 
                 

 

DMC Firewall is a Joomla Security extension!