Friedrichshafen FF-33E - 1/48 - Techmod

Pojawienie się na rynku tego modelu było dla mnie dużym zaskoczeniem oczywiście w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Równie dużym zaskoczeniem było, to że zestaw umożliwiający budowę Friedrichshafena FF-33E w skali 1/48 opracowała znana z produkcji kalkomanii firma Techmod. Model zapowiadano już dobre dwa lata temu, lecz do sprzedaży ostatecznie trafił w tym roku. Jako pierwszą producent wypuścił wersję niemiecką – aparatu latającego 841 „Wolfchen” (Wilczek, Wilczątko), pokładowej maszyny z krążownika pomocniczego „Wolf”, jednego z bardziej znanych rajderów z okresu wielkiej Wojny.
Jako kolejne wersje producent zapowiedział wersję polską i szwedzką. Nie mogąc doczekać się wersji z Bazy Lotnictwa Morskiego w Pucku postanowiłem zabrać się za klejenie FF-33E w wersji niemieckiej, tak aby zapoznać się z zestawem przy klejeniu repliki tego aparatu w polskich barwach. Jako, ze był to swoisty crasch test zestawu model kleiłem praktycznie prosto z pudła do niezbędnego minimum ograniczając waloryzację. Ograniczyłem się praktycznie tylko do uzupełnienia o pasy uprzęży foteli załogi, kilku drobiazgów na kadłubie. W tylnej kabinie umieściłem replikę ręcznego karabinu, gdyż z takiej „zabójczej” broni załoga „Wolfchena” ostrzeliwała napotkane alianckie statki, zanim mógł się nimi zająć rajder. Sam proces klejenia nie przysporzył mi żadnych kłopotów, wszystkie elementy zostały bardzo dobrze spasowane z sobą. Jedynie wręga na której została osadzona tablica przyrządów okazała się trochę zbyt wysoka, wystarczyło jednak ja nieco spiłować od dołu, aby zgodnie z instrukcją weszła na swoje miejsce. Inne rzeczy wymagające uwagi to konieczność indywidualnego spasowania wszystkich zastrzałów, ale w przypadku każdego wielopłata jest to raczej normą, oraz konieczność zaszpachlowania jamek skurczowych, pojawiających się w niektórych elementach. Jak przebiegał sam proces budowy pokazują zdjęcia:
Sklejony kokpit, karabin na stałe został wklejony dopiero po sklejeniu i pomalowaniu modelu.
Sklejenie kadłuba i usterzenia nie nastręczało żadnych problemów, wszystkie elementy bardzo dobrze pasowały do siebie.

 

Montaż makiety silnika również przebiegał bezproblemowo, pomalowana została zgodnie z instrukcją, a od siebie dodałem tabliczkę znamionową z blaszki Eduarda. Jedyne nad czym nożna się zastanawiać, to zastąpienie fabrycznych popychaczy, które są nieco za grube czymś cieńszym np. kawałkami wyciągniętego nad ogniem polistyrenu.
Następnie zostały wklejone płaty, część wsporników i silnik z osłoną.
Potem przyszła pora na detale, poprawiłem trochę prądnicę, to coś, nie wiem co na lewej burcie, skleiłem ponadto wsporniki baldachimu…
…które następnie przykleiłem do górnego płata. Na tym etapie budowy nawierciłem również wszystkie otwory pod naciągi. Sklejone zostały również pływaki ze wspornikami, a wszystko pokryte podkładem w sprayu Vallejo.
Ostatnimi czynnościami przed malowaniem było naniesienie czarnym cienkopisem imitacji konstrukcji płatów po ich dolnej stronie i wklejenie pływaków oraz wewnętrznej pary zatrzałów. Model pomalowałem farbą German Naval Blue Grey z palety włoskiego Misterkita…
…po czym nakleiłem kalki pomagając sobie płynem zmiękczającym Mr Mark Setter. Kiedy wszystko było suche naniosłem ślady eksploatacji, najpierw wcierając w miejsca kryte w oryginale półtnem jasno beżową farbę, a nastepnie kilka odcieni szarości w różne miejsca płatów – w szczególności w miejsca pod którymi znajdowały się dźwigary i żebra.
Po całkowitym wyschnięciu farby można było wklejać górny płat. Metod jest kilka, jak przykleiłem najpierw sporniki baldachimu do kadłuba (troszkę musiałem dosztukować tylną parę bo okazała się za krótka), a kiedy byłem pewien że wszystko gra pod względem geometrii wkleiłem zastrzały. Wewnętrzną parę wystarczyło przykleić do górnego płata, a środkowe i zewnętrzne doklejałem sukcesywnie. Następnie zabrałem się za naciągi. Wiekszość z nich to cienka czarna żyłka wędkarska, w miejscach trudno dostepnych wkleiłem cieniutkie pręty z polistyrenu wyciąganego nad ogniem. Wszsytkie gdzie niegdzie przetarłem gun metalem.
Ostatni etap prac to drobne detale takie jak śmigło, kolektor spalin i chłodnica. Wkleiłem rónież przygotowaną uprzednio replikę ręcznego karabinu. Model otrzymał również efektowne w mojej ocenie czerwone proporce z pomalowanej odpowiednim kolorem chusteczki higienicznej. Model ponadto otrzymał drobne ślady ekspoloatacji – składały się na nie drobne odpryski metalu na aluminiowych elementach osłony silnika, okopcenia na kolektorze spalin oraz zabrudzenia na liniach wodnych pływaków. Te ostatnie wykonałem metodą suchego pędzla i taśmy Tamiyi. Naklejałem taśmę na linii wodnej w górę a potem w dół nanosiłem zabrudzenia. Po zdjęciu taśmy uzyskiwałem ładną i równą linię wodną.
W ten sposób zakończyłem prace nad modelem. Debiut firmy Techmod w zakresie produkcji modeli należy uznać za bardzo udany. Modelarze otrzymali wysokiej klasy zestaw umożliwiający wykonanie efektownej repliki bardzo eleganckiego hydroplanu. Pod względem sklejalności model również jest bardzo przyjazny dla modelarza, nie ma żadnych przykrych niespodzianek, można go polecić nawet średnio zaawansowanym modelarzom, chcącym rozpocząć swą przygodę ze szmatopłatami. Wiedząc, że firma Techmod ma w zapowiedziach kolejne wersje tego samolotu, mam nadzieję że nie będzie to ostatni taki projekt tego producenta, że produkcja modeli będzie stałym kierunkiem jego działalności.
 
 
 
Dziękuję firmie Techmod za udostępnienie modelu na potrzeby relacji.
Relacja ta wraz materiałem Andrzeja Olejki na temat hydroplanów serii FF-33 w lotnictwie polskim zilustrowanym wieloma ciekawymi zdjęciami archiwalnymi ukaże się niebawem na łamach magazynu MODELARSTWO
 
Marcin "Marwaw" Wawrzynkowski

Partnerzy

         

Kluby modelarskie

 

 
       
                 
                 

 

Our website is protected by DMC Firewall!