Brytyjski lotniskowiec eskortowy HMS "Empire Mac Coll" - 1/700 - AJM Models - Test Shot!

Model:
- AJM Models - HMS Empire MacColl - model testowy
Kleje:
- cyjanoakrylowe (żel i rzadki)
Farby:
- HATAKA, Bilmodelmakers, Vallejo, Italeri, AK Interactive
Chemia modelarska:
- Płyn do zmiękczania kalkomanii Mr. Mark Setter
- Sidolux,
- Matt Verniks - Vallejo
- kredki AK Interactive

Modele lotniskowców są proste. Płaski pokład, niewielka nadbudówka na burcie, kilka działek, parę samolotów. Nic bardziej mylnego. Modele lotniskowców wymagają od modelarzy dużo pokory i mogą zastawić sporo pułapek na niefrasobliwych miłośników modelarstwa. Budując model testowy lotniskowca eskortowego HMS „Empire MacColl” tylko utwierdziłem się w przekonaniu, jakie padło podczas opisywania zestawu testowego. Do tego modelu potrzebne jest pewne doświadczenie w budowie mikromodeli z żywicy. Nie chcę także nikogo zniechęcać do nowego produktu AJM Models, bo zasługuje on na uwagę modelarzy. Ale po kolei.

Może zacznę od tego, na czym polega jego trudność i na co należy zwrócić uwagę, przed rozpoczęciem prac nad jego budową. Najważniejsze, że bardzo dużo się tu dzieje pod pokładem lotniczym. Pierwowzór powstał w wyniku przebudowy tankowca, ale zachowano większość osprzętu pokładowego, charakterystycznego dla takich właśnie statków. Są więc pomosty, catwalki przez niemal całą długość pokładu głównego, a do tego dochodzą kratownicowe konstrukcje pomiędzy nadbudówkami, na których spoczywał pokład startowy. Jeżeli dołożymy do tego dwie kondygnacje nadbudówek oraz pokłady łodziowe, to już wiemy przez co trzeba będzie przejść, zanim przykleimy pokład startowy. Od razu także uprzedzę stwierdzenia typu „E… nic nie będzie widać” No właśnie będzie  i to sporo, więc lepiej się przyłożyć i nic nie upraszczać.

Budowę najlepiej podzielić sobie na etapy, zaś sam model na moduły, które połączymy z sobą, dopiero po pomalowaniu całości. W przypadku tego modelu najlepiej wykonać większość wyposażenia pokładu głównego oraz nadbudówek oraz pokład startowy z nadbudówką – wysepką. Wiadomo, że cześć detali, zwłaszcza fototrawionych przykleimy dopiero po pomalowaniu modelu.  Mam tu na myśli takie detale jak relingi, schodnie czy sprzęt ratunkowy.

Podczas prac wielokrotnie przymierzałem do kadłuba pokład startowy, dzięki czemu mogłem korygować ewentualne błędy, ale także cieszyć się rasową sylwetką mojego lotniskowca.

Model został pomalowany i uzbrojony resztą detali. Ten proces budowy przebiegał bez żadnych przeszkód i przygód. No może poza tym, że farba jakiej zazwyczaj używam do malowania pomocniczych okrętów Royal Navy, Tamiya XF-22 zestarzała się i nie nadawała się już do użytku. Żeby nie tracić czasu z lakierów szarych i oliwkowych zrobiłem mieszaninę, która całkiem dobrze oddawała tamiyowski pierwowzór. Te lakiery to nasza rodzima Hataka Orange Line, równie dobrze można użyć innych lakierów np. Bilmodel. Drobne elementy pomalowałem już farbami akrylowymi przy pomocy pędzelków. Wtedy zabrałem się za wklejanie drobnicy, jaka mi została. Sporo zabawy było z kładkami i siatkami na krawędziach pokładu startowego, ale to wynikało ze sporej ilości detali, powtarzalności czynności, a nie z ich samej konstrukcji.

Przyklejenie pokładu startowego to jeden z newralgicznych etapów budowy. W tym zestawie na szczęście opiera się on nie tylko na kratownicowych wspornikach, ale także na dachach nadbudówek. Dachy te mają dość sporą powierzchnię, co ułatwia montaż. Najpierw osadziłem na nich pokład a potem dopiero przyklejałem wsporniki na krawędziach pokładu. W kilku miejscach pojawiły się szczeliny, ale wystarczyło wypełnić je akrylową szpachlówką i podmalować. Następnie dokleiłem pozostałe drobiazgi. HMS Empire MacColl był wyposażony w osłony zabezpieczające samoloty przed podmuchami wiatru. Miły one postać ustawionych wzdłuż krawędzi pokładu startowego stalowych prostokątów. Na szczęście można było wykonać w pozycji złożonej, co wrobiłem, ponieważ te płotki całkowicie mnie nie przekonywały. Po pokryciu modelu Sidoluxem nałożyłem kalkomanie.

Grupa lotnicza lotniskowca HMS „Emipre MacColl” składała się z czterech samolotów Fairey Swordfish. Poprawne ich sklejenie także wymaga sporo uwagi i precyzji. Wraz z pomalowaniem i nałożeniem kalkomanii praca nad nimi zajęła mi cały dzień.

Ostatnie czynności przy budowie mojej miniatury to rozpięcie olinowania, nałożenie matowego werniksu i śladów eksploatacji. Olinowanie to oczywiście gumo nitki Ushi. Użyłem ich w kliku grubościach, co bardzo dało lepszy efekt, niż w przypadku wykonania wszystkiego przy pomocy nitki o jednej grubości. Ślady eksploatacji w postaci sporej gamy zacieków na burtach wykonałem przy pomocy kredek akrylowych AK. Opierałem się na zdjęciach oryginałów i nie byłem tu oszczędny. Chciałem uzyskać efekt weterana spracowanego przy eskortowania konwojów na Północnym Atlantyku. Nie przewiduję także startów z tym modelem na zawodach Naviga.

Prace zakończyło wykonanie podstawki z fragmentem sztormowego morza, na którym osadziłem swoją miniaturę. Jak zaznaczyłem powyżej, nowy model przygotowywany przez firmę AJM Models nie należy do modeli łatwych. Należy do tej grupy, co to wymaga pewnego doświadczenia pewnego nakładu pracy, ale za trud włożony w jego budowę odwdzięczy się z nawiązką, swą piękną sylwetką. Gorąco polecam i gratuluję firmie AJM Models kolejnego ciekawego zestawu.

 

Dziękuję firmie AJM Models za udostępnienie modelu na potrzeby relacji

Marcin "Marwaw" Wawrzynkowski

Partnerzy

           

 

Kluby modelarskie

 

 
   
                 
                 

 

Our website is protected by DMC Firewall!