Wykorzystane zestawy:
- Bigmodel An-24W PLL LOT, Nr kat. 1440049,
- Bigmodel An-26 Rose Air, Nr kat. 1440058,
- NH Detail,AN-24B Datail Set, Nr kat. 144-006
Kleje:
- Tamiya Extra Thin, cyjanoakrylowe,
Farby:
- podkład Tamiya Surfacer 1200,
- BilmodelMakers,
- Vallejo
Chemia modelarska:
- Płyn do zmiękczania kalkomanii Mr. Mark Setter,
- Vallejo Matt Verniks,
Kiedy Adam z Bigmodel poprosił mnie o sklejenie modelu dla niego na półkę, oczywiście zgodziłem się. Miałem kleić model Ana-24 w barwach PLL LOT więc przy okazji mogę popełnić coś podobnego dla Kolegi. A Kolega dbając widocznie o to, żebym nabrał wprawy w bardziej pracochłonnych malowaniach wybrał sobie Ana-26 w barwach bułgarskiego przewoźnika Rose Air. Samolot w bardzo efektownym segmentowym kamuflażu (mimo, że maszyna cywilna) w kilku odcieniach szarości, paszczą rekina oraz godłami w postaci czaszek. Samolot znany także z występu w „Niezniszczalnych 3” całkiem sympatycznego pastiszu kina akcji stworzonego przez Sylwestra Stalone. Zapowiadało się zatem ciekawie.
Oba zestawy, zarówno An-24 jak i An-26 z Bigmodelu to oczywiście przepaki modeli Estern Expressa, ten zaś producent pozyskał części z kolei od firmy A-Model. Do budowy więc należało się także odpowiednio przygotować, nie tylko merytorycznie ale także… psychicznie. Wiadomo, że będzie czekało sporo piłowania, szlifowania, dopadowywania itp. Obydwa modele najpierw skleiłem w segmenty, czyli kadłub z usterzeniem poziomym, płat, usterzenie pionowe oraz gondole silników. Wszystkie miejsca łączenia zalałem klejem CA i po wyschnięciu dokładnie obrobiłem, sprawdzając czy nie ma jakiś ubytków i na bieżąco je uzupełniając. Po tym wszystkim naciąłem nowe linie podziału.
Oba modele następnie złożyłem w całość, wklejając także golenie podwozia. Potem znowu spasowywanie, szpachlowanie, szlifowanie, polerowanie i nacinanie linii. Tym razem robotę sobie trochę ułatwiłem, korygując pilnikiem i skalpelem kształt miejsc łączenia pomiędzy poszczególnymi podzespołami obu modeli. Dzięki temu, szczeliny, nawet jeżeli się pojawiły, były minimalne, a szpachlowanie i obróbka łatwiejsze. Kiedy miejsca łączenia były wyprowadzone w sposób, który mnie zadowalał, mogłem dołożyć trochę detali. Były to głównie brakujące pokrywy luków inspekcyjnych, czy komór podwozia. W przypadku Ana-26, wszystko wykonałem od podstaw, w przypadku Ana-24 posiłkowałem się detalami fototrawionymi.
Pierwszy raz na moim warsztacie znalazły się blaszki bułgarskiego producenta – firmy NH Detal. Chciałbym im w tym miejscu poświęcić nieco uwagi. Producent ten ma w ofercie blaszkę z detalami do Ana-24. Zawiera ona wszelkiego rodzaju anteny, czujniki, felgi kół oraz prowadnice aerodynamiczna. Zestaw niewielki, bo i model niewielki, ale solidnie wykonany. Części się bardzo ładnie dają odcinać od blaszki, nie sprawiają żadnego problemu przy wyginaniu i formowaniu. Z czystym sumieniem polecam każdemu. Sam pewnie sięgnę po nie raz, bo są dostępne w Polsce.
Mając sklejone oba modele mogłem przystąpić do malowania. Czyli na początek maskowanie tego co trzeba i podkład. Po jego wyschnięciu zaczęło się zasadnicze malowanie, co nie było procesem szybkim ani łatwym.
Oba samoloty w wielobarwnych malowaniach, więc było co robić. Używałem tradycyjnie lakierów Bilmodela. Najpierw wszystko co w prawdziwych maszynach pozostawało w naturalnym, metalicznym wykończeniu, a także ciemnoszary preshading nałożony w kilku miejscach.
Potem maskowanie i były kolor na niemal całego Ana-24. Resztę farby, jaka została w aerografie zabarwiłem nieco kolorem szarym, uzyskując bardzo jasnoszary kolor, którym pomalowałem dolne powierzchnie kadłubów w obu samolotach oraz gondole silnikowe w Anie-26. Ana-24 musiałem oczywiście zamaskować.
Ostania czynnością w malowaniu Ana-24, było pomalowanie kolorem granatowym statecznika pionowego. Trzeba się było trochę namęczyć, żeby dobrać odcień odpowiedni do kalkomanii. Szkoda, że producent nie zrobił całego usterzenia, łącznie z tłem w formie kalek, a dał tylko lotowskie Żurawie.
Malowanie modelu Ana-26 było bardziej skomplikowanym procesem. Właściwie to więcej było maskowania niż samego malowania, a to dlatego, że kamuflaż składał się z czterech odcieni szarości. Nieceniona stała się tu ostra żyletka, którą odcinałem niepotrzebne fragmenty taśmy, przygotowując model pod kolejne kolory. Efekt jednak przeszedł moje oczekiwania.
Po wykonaniu poprawek malarskich, mogłem poprzyklejać śmigła i podwozia, takie drobiazgi jak anteny, postanowiłem powklejać po nałożeniu kalkomanii.
O kalkomaniach Bigmodelu słyszałem od Kolegów, którzy mieli z nimi styczność przy okazji wcześniej budowanych modeli. Wiedziałem więc że łatwo nie będzie. Po pierwsze trzeba je bardzo dokładnie powycinać przed włożeniem do wody. Druga sprawa, że trzeba im dać chwilę na odmoczenie się od kartonika i nie pomagać im paluchami. Są delikatne i mogą od tego popękać.
Kalki bardzo ładnie układają się na płaskich, lub lekko wyoblonych powierzchniach, gorzej jest kiedy nakładamy je na powierzchnię bardziej zaokrągloną. Potrafią odstawać i nie bardzo chcą reagować na chemię. W moim przypadku dotyczyło to pasa antyodblaskowego na nosie Ana-26. Musiałem pomagać sobie nawet klejem penetrującym Tamiyi. Pędzelkiem zwilżonym w tym specyfiku dotykałem odstającą kalkę, po pewnym czasie stawała się na tyle miękka, że mogła osiąść na powierzchni modelu. Nie obyło się też bez kilku poprawek wykonanych farbką. W końcu jednak udało się, kalki znalazły się na swoich miejscach w obu modelach.
Na samym końcu powklejałem wszystkie brakujące drobiazgi, naniosłem trochę śladów eksploatacji, wbrew pozorom maszyny tego typu się dość mocno brudziły, zwłaszcza ich dolne powierzchnie. Omawiając proces nakładania kalkomanii, skupiłem się na stronie technicznej pomijając zupełnie dobór malowań w obu modelach. Jeśli chodzi o Ana-26 sprawa była prosta. Do wyboru trzy malowania, dość podobne, w różnych okresów eksploatacji. Telefon do Adama – „który chcesz?” „Ten z filmu” – usłyszałem w słuchawce. Po 20 minutach googlowania, wiedziałem według jakiego schematu oklejać model.
Wtedy też stwierdziłem, że Kolega ma mieć model samolotu, który „grał” w kasowym filmie, a ja jakiś peerelowski autobus? O nie. Przecież jeden z Lotowskich Anów zagrał przecież w filmie i to nie byle jakim. Mam na myśli 18-ty odcinek serialu „07 zgłoś się”, „Bilet do Frankfurtu” w którym to scena udaremnienia porwania samolotu z warszawskiego Okęcia, uczyniła Pana Dziewulskiego gwiazdą mediów, celebrytą i w końcu posłem. A Panowie Cieślak (Borewicz) i Rogalski (Jaszczuk) także mieli na koncie nie jedną niezłą akcję. Tym razem z pomocą przyszedł serwis youtube, w którym znalazłem odpowiednią scenę. Samolot który mnie interesował miał numery SP-LTT. Ponieważ mój zestaw takiego malowania nie przewidywał, musiałem dokonać małej korekty, na szczęście miałem odpowiednie literki.
Sklejone modele ustawiłem na podstawkach imitujących fragment płyty lotniska. W ten sposób zakończyłem budowę obu miniatur. Z uzyskanego efektu jestem zadowolony, nad modelami było trochę pracy, ale zdawałem sobie sprawę kiedy brałem je na warsztat. An-24 stanął na półce obok Iła-18 jako zaczątek mojej kolekcji samolotów w barwach PLL LOT, An-26 pojechał do Bielska, do Adama. Trochę żal mi było się z nim rozstawać, bo napracowałem się nad malowaniem i wyszło bardzo efektownie. Była to jednak bardzo ciekawa modelarska przygoda i pewnie lotowskie maszyny nie raz pojawia się u mnie na warsztacie.
Dziękuję firmie Bigmodel za udostępnienie modelu na potrzeby relacji
Marcin „Marwaw” Wawrzynkowski