Model:
• RWD-22, Choroszy Modelbud, No. D14
Kleje:
• cyjanoakrylowe
Farby:
• Bilmodelmakers
• akrylowe (różni producenci)
Chemia modelarska:
• Surfacer 1000, Tamiya
• Plastic Putty, Vallejo,
• Płyn do zmiękczania kalkomanii Mr. Mark Setter
• Wash Dark Grey, Black Tamiya,
• Matt verniks Vallejo.
Opisując model samolotu amfibii PZL.H wydanej nie tak dawno w podziałce 1/72 przez firmę Choroszy Modelbud zaznaczyłem, że firma przygotowuje kolejne modele polskich samolotów w okresu międzywojennego. Jedną z nowych propozycji jest samolot, który nie wyszedł poza stadium projektowe, ale był na tyle obiecujący a sam samolot na tyle interesujący, że podkrakowski producent zdecydował się na wydanie jego żywicznej miniatury w skali 1/72. Mowa tu oczywiście o wodnosamolocie bombowo – torpedowym RWD-22.
Konstrukcja ta powstawała jako uzupełnienie wodnosamolotów CANT Z.506B Airone, które miały stanowić podstawową siłę uderzeniową Morskiego Dywizjonu Lotniczego w Helu. Tak, w Helu, gdyż tam właśnie miała powstać nowoczesna baza lotnictwa morskiego. Samoloty RWD-22 miały spełniać podobne zadania, co CANT-y, ale miały też służyć do szkolenia personelu latającego, zanim przesiadł się on na maszyny włoskie. Projekt RWD-22 zakończył się jak wiele innych z wybuchem II wojny światowej. Zdołano przeprowadzić część badań makiety w tunelu aerodynamicznym.
Trzeba jednak jasno powiedzieć samolot miał potencjał, a jego elegancka i nowoczesna sylwetka pobudzała wyobraźnię miłośników lotnictwa, nie tylko tego z okresu II Rzeczypospolitej. RWD-22 pojawiał się co jakiś czas w modelarskim światku, raz jako model kartonowy, innym razem jako wykonana od podstaw latająca makieta RC. Nigdy jednak nie ukazał się jako model do sklejania. Aż do tej pory. Wiadomo, że nikt przy zdrowych zmysłach nie zdecyduje się na uruchomienie produkcji wieloseryjnego, wtryskowego modelu samolotu, który nigdy nie powstał, ale jest wdzięczny temat dla producentów modeli żywicznych. Dlatego właśnie firma Choroszy Modelbud postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i dzięki temu model rzeczony powstał. Zresztą nie jest to pierwszy projekt tego typu w bogatym dorobku producenta. Wystarczy wspomnieć pływakowe odmiany Żubra. Model testowy trafił w moje ręce z konkretnym zadaniem wykonania rysunków do instrukcji. Dlatego też będzie to jedyny element pominięty w mojej pisaninie. Żeby rysunki wyszły jak najlepiej musiałem przy okazji skleić model, więc pojawiła się doskonała okazja, aby to wszystko opisać i przedstawić bliżej. Jak widać mamy do czynienia z klasycznym modelem Choroszy Modelbud.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Oznacza to nie niej nie więcej tyle, że wszystkie elementy modelu zostały wykonane ręcznie, bez użycia jakichkolwiek technologii cyfrowych, druku 3D itp. Model został zaprojektowany w sposób klasyczny, bez żadnych rewolucji jeśli chodzi o podział technologiczny. Kadłub składający się z dwóch połówek. Skrzydła, usterzenie, pływaki z kolumnami także. Jedynie lotki wykonano jako oddzielne elementy.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Do tego dochodzi sporo drobnicy. Większa jej część to wnętrze kadłuba. Sporo to silniki wraz z osprzętem. Są na przykład dwa warianty śmigieł – dwułopatowe i trójłopatowe. Są też wózki do przetaczania. Jednak kiedy wyraziłem swoja wątpliwość, czy tak duży samolot mógł być przetaczany na dwóch niezależnych wózkach a nie na solidnej platformie, producent uznał, że dołączy te wózki jako bonus, a co z nimi zrobić, decyzję pozostawił modelarzom. Oszklenie wykonano w technologii vacu.
Do zestawu jest dołączany arkusik kalkomanii. To, co na nim jest wymusiliśmy we trzech – producent, Andrzej M. Olejniczak, który projektował boxart i moja skromna osoba. Wykorzystaliśmy godło znane z Lublina R-VIII. U nas jest godłem II Eskadry MDLot, zaś numer 910 został „stworzony” w oparciu o dotychczasowe ustalenia dotyczące numeracji poszczególnych typów samolotów używanych w MDLocie. Dziewiąty typ, dziesiąty egzemplarz.
BUDOWA MODELU TESTOWEGO
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Zawartość pudełka omówiona. To co, kleimy? Kleimy. Na wstępie jednak chciałem zaznaczyć, że odlewy jakie otrzymałem od producenta to nie jest to samo, co znajdzie się w modelach dostępnych w sklepach. Po prostu otrzymałem absolutnie testowe odlewy, totalną surówkę i mnóstwo rzeczy musiałem poprawić we własnym zakresie, tu podszlifować, tam uzupełnić. Oczywiście wszystkie uwagi na bieżąco przedstawiałem producentowi. Myślę, że modele seryjne będą już na poziomie typowym dla Choroszego, jakiego znamy i lubimy. Zacząłem od wnętrza kadłuba, które jest bardzo szczegółowe, choć to tylko rekonstrukcja tego, jak mogłoby wyglądać.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Wnętrze kadłuba zostało pomalowane. Największym wyzwaniem był dobór odpowiedniego koloru. Przyjąłem koncepcję budowy modelu egzemplarza seryjnego w normalnej służbie liniowej. Ponieważ samolot miał konstrukcję drewnianą, więc pozostawienie go w naturalnym wykończeniu byłoby logiczne. Ale na poziomie prototypu. Wspomniany przeze mnie CANT Z.506B Airone miał podobną konstrukcję, a wnętrze malowane kolorem zielonym. Łosie miały część wnętrza malowane kolorem khaki, zaś część postawiono w naturalnej barwie metalu. Szaro zielony morski, typowy dla MDLotu jakoś nie pasował mi na wnętrze, więc zdecydowałem się na kolor szaro niebieski w jasnym odcieniu, który miał się stać standardowym kolorem wnętrza w przypadku naszych nowych konstrukcji lotniczych.
![]() |
![]() |
Wnętrze kadłuba zostało zamontowane w lewej połówce kadłuba. Wcześniej zamontowałem w obu połówkach boczne szyby, wykorzystując kawałki pleksi dołączone do oszklenia vacu. Kadłub następnie został sklejony w całość. Ze spasowaniem nie było żadnych problemów. Miejsca łączenia wypełniłem klejem cyjanoakrylowym w obrobiłem na gładko. Zapomniałem natomiast zrobić zdjęć z tego etapu budowy.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
W tym samym czasie przygotowałem sobie skrzydła, usterzenie, pływaki oraz silniki. Na pływakach wykonałem na nowo prostokątne panele. Dużo uwagi należy także poświęcić prawidłowemu osadzeniu gondoli silnikowych w skrzydłach. Spasowanie jest dość dobre, ale i tak powstają mało estetyczne szczeliny, które dobrze jest wypełnić klejem cyjanoaktylowym i obrobić (niektórzy na samą myśl o tym dostaną wysypki). Złożenie modelu w całość nie stanowiło żadnego problemu. Jest on dobrze spasowany , jak zresztą inne modele tego producenta. Newralgiczne miejsce to mocowanie pływaków do gondoli silnikowych. Tu przyda się nieco pracy pilnikiem. Dobrze jest też wzmocnić łączenia przy pomocy kawałków drutu.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Mając model sklejony w całość mogłem zabrać się za montaż części drobiazgów oraz oszklenia. Nie jestem entuzjastą vacu. Nie wychodzi mi to i tyle. Z przeszklonym nosem nie było problemu, ale szyby kabiny wyszły mi tak sobie. Myślę że lepszym rozwiązaniem będzie wykorzystanie oszklenia vacu jako szablonu i wykonania poszczególnych szybek z pleksi. Tu akurat jesteśmy w dobrej sytuacji, że szyby w kabinie były płaskie. To taka sugestia dla tych, co będą kleić ten model w przyszłości. Odnośnie drobiazgów, mój model różni się od tego co ostatecznie znajdzie się w pudełkach. Pewne rzeczy po prostu robiłem po swojemu, jak choćby knago na noskach pływaków czy antena radiowa. Wraz z modelem otrzymałem także odlewy wózków transportowych, o których wspominałem uprzednio. W mojej ocenie RWD-22 był po prostu zbyt duży na transport na wózkach, więc przerobiłem je platformę transportową. Co znajdzie się w finalnym zestawie, nie wiem.
Malowanie. Tutaj wszystkie chwyty są dozwolone. W końcu malujemy model samolotu który nie istniał w rzeczywistości. Po kolejnej naradzie wojennej z Arkiem i Andrzejem ustaliliśmy, że schemat malowania będzie dość zachowawczy, czyli taki jak na Lublinach R-XIII i taki schemat opracował Andrzej.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Ja zaś wróciłem do moich eksperymentów z kamuflażami morskimi. Kolory postawiłem takie, jak w przypadku PZL P.11g Kobuz, ale wykonałem trójkolorowy, segmentowy kamuflaż. Po pomalowaniu modelu dwoma podstawowymi kolorami na macie roboczej przykleiłem kawałki taśmy maskującej o równej szerokości i następnie pociąłem je na mniejsze odcinki pod różnymi kątami. Potem część z nich przykleiłem na modelu i naniosłem kolejny kolor kamuflażu. Następnie całą operację powtórzyłem jeszcze raz i nałożyłem trzeci kolor. Przyznaję, po zdjęciu taśmy uzyskany efekt nieco mnie zaskoczył. Wyszło dość pstrokate kamo, bardziej przypominające współczesne splin tery lub pixele, ale na tyle fajne, że zostawiłem jak jest.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Po zagruntowaniu modelu Sidoluxem nałożyłem kalkomanie. Nie wiem, gdzie je wydrukowano ale pierwszy raz widziałem kalkomanie, które wchłaniały się w powierzchnię modelu zaraz po ich nałożeniu. Naprawdę super jakość. Od siebie dołożyłem jedynie czerwone paski ostrzegawcze na pływakach. Po wyschnięciu kalek w kilku miejscach wpuściłem delikatny, czarny wach. W kilku miejscach zrobiłem też imitację brudnych zacieków. Z uwagi na konstrukcję samolotu zapewniam, że nie jest to rdza. Przykleiłem także pomalowaną w tym samym czasie torpedę wraz z wyrzutnikiem, a model prezentował się niezwykle elegancko i bojowo zarazem.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Pokrycie całego modelu matowym werniksem było jedną z ostatnich czynności. Potem pozostało już tylko rozpięcie anteny pomiędzy masztem a statecznikami, wykonanie świateł pozycyjnych czy przykurzenie suchymi pigmentami kolektorów spalin i wylotu lufy karabinu maszynowego.
Model był skończony. Wymaga on trochę pracy, jak każdy model żywiczny, ale jak każdy daje sporo radości i satysfakcji. Po pojawieniu się w mediach pierwszych informacji o tym zestawie, pojawiły się opinie, że „szkoda, że nie plastik, żywica to nie dla mnie”. Takie założenie jest całkowicie błędne. Poza nieco inną obróbką elementów i innej technologii klejenia polegającej na użyciu głównie klejów cyjanoakrylowych, budowa modelu przebiega podobnie, jak w przypadku modeli wtryskowych. Trudność mogą stanowić jedynie oszklenia vacu. Nie ma się co bać żywicy, w ten sposób pozbawiamy się możliwości sklejenia wielu ciekawych modeli, które mają szansę stać się perełkami w kolekcjach. Warto się nad tym zastanowić. Nowy model firmy Choroszy Modelbud nie jest co prawda modelem na początek przygody z modelarstwem żywicznym, ale powinien cieszyć się dużym zainteresowaniem modelarzy. Dobrze opracowany, dobrze spasowany, nie sprawia specjalnych problemów w czasie budowy. To był dobry pomysł.
Marcin "Marwaw" Wawrzynkowski