Model:
• Dora Wings, Caudron-Renault CR.714 C1 (early), nr kat. 48047,
Wykorzystane zestawy:
• YahuModel, Caudron-Renault CR.714 C1, nr kat YM-A4918,
• ModelMaker Decals, Caudron – Renault CR-714 “Cyclone” in polish service, D48075,
Kleje:
• Tamiya Extra Thin
• cyjanoakrylowe
Farby:
• Bilmodelmakers
• Hataka Orange
• akrylowe (różni producenci)
Chemia modelarska:
• Surfacer 1000, Tamiya
• Plastic Putty, Vallejo,
• Płyn do zmiękczania kalkomanii Mr. Mark Setter
• Panel Line Black, Tamiya,
• Matt verniks Vallejo.
![]() |
![]() |
Te dwa modele widniejące na zdjęciach powinny powstać znacznie wcześniej. To jeden z ostatnich naszych wspólnych projektów, nieodżałowanego Bartka Belcarza i mój. Miały powstać dwa modele samolotów myśliwskich Caudron Renault C.714 w skali 1/48, niestety nie zdążyłem. Bartka już nie ma wśród nas, pewnie kursuje gdzieś pomiędzy Niebieską Eskadrą a Niebieską Modelarnią weryfikując u źródeł ustalenia poczynione za życia. Ja zostałem z dwoma zestawami Dora Wings. Potraktowałem jednak sprawę honorowo i postanowiłem skleić oba modele. Tak jak ustaliliśmy. Zatem do dzieła.
Poza modelami posiadałem także zestawy tablic Yahu oraz kalkomanie Modelmaker Decals. Zaopatrzyłem się także w farby Bilmodelmakers dedykowane do samolotów francuskich. Dysponowałem także publikacjami Wydawnictwa Stratus z serii Polish Wings oraz Single. Zapowiadało się zatem ciekawie i tak rzeczywiście było. Zestaw Dora Wings okazał się niezwykle wymagający. Kiedy go recenzowałem, zdawałem sobie sprawę, że z uwagi na zastosowaną technologię, nie będzie to model łatwy, ale budowę obu tych miniatur można śmiało określić jako modelarski „pot, krew i łzy”. Każdy bowiem element wymagał bardzo dokładnego oczyszczenia i wyrównania wszelkich krawędzi. Potem wcale nie było łatwiej, bo te oczyszczone już poszczególne elementy zestawu trzeba było potem z sobą spasować i prawidłowo połączyć. Postaram się w tym miejscu wskazać najbardziej newralgiczne punkty budowy, tak aby ułatwić klejenie tym, którzy zdecydują się wziąć zestaw Dora Wings na warsztat. Tym bardziej, że nie wybacza on błędów i nie bierze jeńców.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Budowę obu miniatur zacząłem w sposób tradycyjny, czyli od kokpitów. Wszystko, co jest widoczne na powyższych zdjęciach skleiło się w sposób bezproblemowy, co niestety uśpiło moją czujność i zemściło się później w sposób okrutny i wredny zarazem. Zestawy Yahu zostały wykorzystane w całości, co naprawdę zrobiło robotę. Można było zatem wklejać kokpity w kadłuby i mieć w perspektywie składanie kadłubów w całość.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Niestety wszystkie elementy poprzeczne, czyli podłoga kabiny oraz cztery wręgi montowane w kadłubie okazały się nieco za szerokie w stosunku do przekroju kadłuba. Nie sprawdziłem tego na etapie obróbki poszczególnych elementów przed montażem, ale niestety teraz było za późno. Nie miałem innego wyjścia tylko wkleiłem wszystkie „wnętrzności” w prawe połówki kadłubów i odstawiłem na dobę do wyschnięcia. W tym miejscu, chciałbym zwrócić uwagę na kolejną pułapkę, jaka czeka nas przy silniku. Instrukcja zaleca przyklejenie rur wydechowych do makiety silnika i następnie wklejenie całego tego podzespołu w kadłub, tak aby końcówki rur nieznacznie wystawały poza jego obrys. W praktyce po obu stronach wstawały w różny sposób, z jednej strony bardziej, z drugiej mniej. Gdybym to przewidział, to wkleiłbym kolektory spalin w burty kadłuba w nie do silnika i tak proponuję zrobić.
![]() |
![]() |
Kadłuby oczywiście dało się skleić w całość, ale niestety w obrębie kabiny nieco się rozeszły, co gwarantowało problem w prawidłowym umieszczeniem płata i wiatrochronu. Do sklejenia kadłubów w całość użyłem tradycyjnie w takich wypadkach kleju cyjanoakrylowego, wykorzystując go równocześnie jako szpachlówkę. Na szczęście tworzywo użyte do produkcji tych modeli obrabia się łatwo i przyjemnie. Na tym etapie zamontowałem także usterzenie. Też trzeba uważać na szczeliny montażowe usterzenia poziomego, są nieco za wąskie i za krótkie w stosunku do wypustów w statecznikach. Żeby dobrze weszły na swoje miejsca, konieczna jest odpowiednia korekta.
![]() |
![]() |
Równolegle z kadłubami powstawały płaty w obu modelach. Pomimo całkiem niezłego spasowania z sobą poszczególnych elementów, także trzeba uważać, zwłaszcza przy zabudowie luków podwozia. Każdy w nich to kilkanaście dość skomplikowanych detali i z każdym trzeba uważać, dokładnie trzeba je obrobić i wzajemnie spasować. Stara modelarska zasada „trzy razy przymierz, raz sklej” ma tu jak najbardziej zastosowanie, ale trzy razy w przypadku tego modelu to stanowczo za mało. Z uwagi na makiety karabinów maszynowych, gondole w których się znajdowały postanowiłem wkleić na stałe po pomalowaniu modelu. Te akurat były spasowane idealnie. Podobnie jak klapy, które dla odmiany przykleiłem do skrzydeł już na tym etapie budowy. Chodziło mi o to, aby przed malowaniem skalic jak najwięcej elementów, ponieważ farba, jaka by nie była, osłabia spoinę. Fototrawione popychacze zastąpiłem wykonanymi od podstaw z kawałka polistyrenowego pręta. Korzystałem ze zdjęć z publikacji Single. Łatwiej było je wkleić i były solidniejsze.
![]() |
![]() |
Na zdjęciach widać już oba modele sklejone w całość. Zanim do tego doszło, przeszedłem bardzo ciężką przeprawę, aby kadłuby z płatami prawidłowo spasować. To, że kadłuby wyszły mi odrobinę za szerokie wystarczyło. Zupełnie wystarczyło, bym musiał się solidnie namachać pilnikiem i kostkami ściernymi. Musiałem przy tym uważać, by dodatkowo nie skopać sobie geometrii w obu modelach. Konieczne było zebranie nieco tworzywa w miejscach łączenia górnych części skrzydeł z kadłubem, a także styku kadłuba w dolną częścią płata, zarówno z przodu jak i z tyłu. Pułapką także może okazać się wręga za silnikiem (element D12). W moich modelach było jej za dużo także w dół, przez co nie mogłem umieścić płata w prawidłowy sposób. Nie obeszło się tu bez szpachlówki. Właściwie bez szpachlówek. Klej cyjanoakrylowy posłużył mi do połączenia płata z kadłubem w jego dolnej części i przy okazji zaszpachlowania miejsc łączenia. Przejście skrzydło – kadłub w górnej części połączyłem już przy pomocy kleju pe terującego, zaś nierówności i ubytki usunąłem przy pomocy szpachlówki akrylowej Vallejo. Nakładałem kilka warstw, kolejna po wychynięciu poprzedniej.
Kolejny raz zacząłem patrzeć na ten samolot. Przez wiele lat wydawał mi się on po prostu brzydki. Jego sylwetka nie odpowiadała moim gustom. Do czasu obejrzenia sprowadzonego z Finalndii oryginału w krakowskim Muzeum Lotnictwa. Wtedy uznałem, że nie jest on jednak taki brzydki jak uważałem dotychczas. Po sklejeniu w całość obu modeli stwierdziłem, że ma on bardzo ładną wręcz rasową sylwetkę. To przekonanie dało mi kopa do dalszej pracy.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Na warsztat poszło wszystko, co musiało zostać zrobione prze rozpoczęciem malowania. Na pierwszy ogień poszło podwozie. To także newralgiczny etap budowy. Każda goleń składa się z kilku delikatnych elementów, zarówno polistyrenowych, jak i fototrawionych. Konieczne jest także złapanie prawidłowej geometrii goleni, o dokładnej obróbce poszczególnych detali nie wspominając. Po doprowadzeniu goleni do stanu takiego, jak widać na zdjęciach, uznałem, że lepiej będzie, gdy zamontuje je w modelu już na tym etapie prac. Z pomocą przyszło malowanie, cały dół Caudrona był w jednym kolorze. Osobno miły zostać zamontowane jedynie pokrywy z zawiasami przy skrzydłach oraz koła. Zapomniałem zrobić im zdjęcia ale też muszę zwrócić uwagę na konieczność spasowania z sobą opon i piast. To osobne elementy, co ułatwia malowanie, ale otwory w oponach trzeba trochę poszerzyć, albo jak kto woli zeszlifować piasty. Nie zapomniałem natomiast o wykonaniu zdjęć śmigłom i kołpakom. Kołapak składa się ze stożka i podstawy. Oczywiście nie pasują do siebie i trzeba coś z tym zrobić. Podstawy na sztywno przykleiłem do kadłubów, zaś stożki do nich klejem cyjanoakrylowym. Mogłem popracować przy nich narzędziami ściernymi, aby uzyskały poprawne kształty. Kołaki śmigieł były w kolorach kamuflażu, więc uznałem, że najlepiej będzie, aby zostały na swoich miejscach aż do zakończenia malowania. Potem je odkleję, zamontuję śmigła i dokleję powrotem już na stałe.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Oszklenie dało mi w kość z kilku powodów. Także nie było dopasowane i każdy z elementów poza dokładną obróbką wymagał także indywidualnego spasowania z resztą modelu. Ponieważ nie bardzo miałem pojęcie, jak się osłona kabiny zamykała i otwierała, postanowiłem wykonać ją w pozycji zamkniętej. W mądrych książkach nie znalazłem przydatnych informacji na ten temat. Oczywiście za szerokie kadłuby gwarantowały niezapomniane przeżycia przy montażu. Zacząłem od półokrągłych dużych okien w tylnej części kadłubów. Jakoś weszły na swoje miejsce, a klej pe terujący solidnie przymocował je do kadłubów. Z wiatrochronami już tak łatwo nie było. Najpierw trzeba było przykleić je z jednej strony, a po wyschnięciu kleju, delikatnie naciągnąć i złapać z drugiej strony. Trzeba było też uważać na zamocowane od środka ramy celowników. Przezornie przykleiłem je tylko z jednej strony. Na koniec przykleiłem limuzyny, postępowałem podobnie, jak z wiatrochronami. Później nastąpiło coś, czego bym w najśmielszych snach nie przewidział.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Malowania obawiałem się równie mocno jak klejenia. Głównie z powodu własnych umiejętności. Kamuflaże francuskie do łatwych nie należą, a te na Caudroanch CR.714 już na pewno. Z naniesieniem podstawowych dwóch szarych kolorów nie było problemu. Wcześniej delikatny preschding dosłownie w kilku miejscach, granica kolorów odcięta taśmą maskującą. Postanowiłem zaryzykować i nakładać kolory kaki (takiej nazwy używają Francuzi) i brązowy z wolnej ręki, bez żadnych szablonów, czy blue taca. Wszystkie możliwe pokrętła w aerografie skręcone prawie do minimum. Pod ręką miałem pędzelek z rozpuszczalnikiem nitro, którym co jakiś czas przemywałem dyszę. Szło całkiem nieźle, aż się zdziwiłem. Po zakończeniu malowania porównałem swoje dzieło z sylwetkami barwnymi w Polish Wings by stwierdzić, że moje Caudrony są podobne do nikogo. Ponieważ ładnie wyglądały uznałem, że na pierwszy raz jest nieźle i takie zostaną. Może kiedyś wrócę do tematu i odtworzę każdą plamę. Po zdjęciu masek z kabiny czekały mnie dwie niespodzianki. Dobra była taka, że maski zrobiły swoje zaś tworzywo użyte do produkcji oszklenia nie reaguje z lakierami Bilmodelu. Wszystko, co nie wyszło jak trzeba, można spokojnie skorygować przy pomocy zaostrzonej wykałaczki i usunąć farbę z miejsc, gdzie nie powinno jej być. Druga była nieco gorsza i też dotyczyła tworzywa. Okazało się, że źle reaguje na naprężenia i w wielu miejscach w obu modelach pojawiły się promieniste mikropęknięcia. Próbowałem zalać je sidoluksem, ale to nie pomogło. Musi ta zostać, w końcu to tylko model, zabawka, nie rzucę się z tego powodu pod pociąg, ani nie nagram płyty disco polo.
![]() |
![]() |
Karabiny także miały problem z wpasowaniem się w swoich miejscach. Ostatecznie w gondolach wylądowały jedynie tylce i to w części widocznej przez otwory wyrzutników łusek. Lufy wykonałem starą metodą z odpowiednio dobranych igieł iniekcyjnych. Po tych zabiegach montaż uzbrojenia był bezproblemowy.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Postanowiłem też poprawić te nieszczęsne rury wydechowe. Z kawałka polistyrenu odpowiedniej grubości zrobiłem profil o odpowiednim kształcie. Pociąłem go na kawałki odpowiedniej grubości i wkleiłem, gdzie trzeba w obu modelach. Pomalowanie odpowiednimi kolorami zakończyło temat. No prawie, pozostał apel do producentów akcesoriów o jakieś ładne rury wydechowe do tego modelu. Drukowane, czy żywiczne, wszystko jedno, oby były.
Nakładanie kalkomanii było modelarską przyjemnością, ponieważ zarówno kalkomanie dołączone do zestawu, jak i te z ModelMaker Decals były świetne pod względem technicznym. Doskonale się nakładały i reagowały na chemię. Nie było także efektu srebrzenia. Jedyna różnica to czas reakcji. Te z zestawu odchodzą od papieru od razu, te z ModelMakera potrzebują kilku chwil.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Przyjąłem następujący klucz: oznaczenia i numery rejestracyjne to kalkomanie zestawowe. Są drobne różnice pomiędzy odcieniami błękitu. Oba akceptowalne, pod warunkiem, że modele nie stoją obok siebie. Komplet oznaczeń Modelmakera miałem tylko jeden, więc, użyłem tych z zestawu, których miałem dwa. Wszelkie napisy, numery oraz oznaczenia indywidualne to Modelmaker. Na zdjęciach widać, że modele mają już poprzyklejane wszystko to, co jeszcze zostało do przyklejenia, naniesione ślady eksploatacji i są pokryte werniksem. Zdjęcia zrobiłem już po zakończeniu prac. Gotowe modele prezentowały się następująco:
Caudron – Renault CR.714 nr 8544 (I-202), Groupe de Chasse Polonaise de Varsovie, GC 1/145,
2 Eskadra, ppor. pil. Bolesław Gładych, lotnisko Dreux, czerwiec 1940 r.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Caudron – Renault CR.714 nr 8554 (I-212), Groupe de Chasse Polonaise de Varsovie, GC 1/145, zastępca dowódcy dywizjonu, kpt. pil. Piotr Łaguna, lotnisko Rochefort, czerwiec 1940 r.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Wybierając malowania sugerowałem się tym, żeby były widoczne różnice w sposobie malowania oznaczeń. Z wymalowaniem plam kamuflażowych nie do końca mi się udało, więc postanowiłem nadrobić w tym miejscu. Oba modele miały mieć zatem kokardy o różnych średnicach na górnych powierzchniach skrzydeł. Samoloty dowódcy dywizjonu i jego zastępcy nie miały białych numerów tylko białe poziome paski na szczycie steru kierunku. Malowanie samolotu ppor. B. Gładycha wybrałem z uwagi na postać pilota. Dla drugiego modelu wybrałem malowanie zastępcy dowódcy dywizjonu, kpt. Piotra Łaguny. Tu decydującym kryterium była lektura historii operacyjnej GC 1/145. Nieco inaczej były oznakowane samoloty CWL Lyon-Bron. Może kiedyś? Co ciekawe, pierwszy wariant malowania jest zarówno w modelu Dora Wings, zaś drugi już tylko w kalkomaniach ModelMaker Decals. Nie pamiętam w tej chwili co, było wcześniej model czy kalkomanie, ale niektóre propozycje malowań pokrywają się ze sobą.
W ten sposób dotarłem końca. Jakieś refleksje? Podsumowanie? Po pierwsze w pełni podtrzymuję to, co napisałem w recenzji. Po drugie po zakończeniu klejenia, nie będę lojalnie przestrzegać przed tym zestawem. Będę wręcz zachęcać do sięgnięcia po niego, bo naprawdę warto. Model świetnie zaprojektowany, znakomicie przemyślany, bardzo dojrzały. Niestety wszystkie wysiłki projektantów zniszczyła technologia, w której został wyprodukowany. Warto czasem wziąć na warsztat model trudniejszy warsztatowo, bardziej wymagający, satysfakcja naprawdę duża. Oczywiście trzeba przyjąć odpowiednie założenia, że go skleję, że chcę mieć go na półce, że dam radę. W literaturze marynistycznej takie właśnie trudne do pokonania trudności, przeszkody określa się mianem "Niedźwiedziego Mięsa". Pokonanie ich hartuje ducha i kształtuje charakter. Warto czasem takiego "mięsa" spróbować. Oczywiście nie każdy powinien to robić. Model ten zdecydowanie odradzam wszelkiego rodzaju samozwańczym modelarskim „guru”, którzy nie mogąc dopasować skrzydeł do kadłuba zarzucają budowę, obrażają się na producenta a potem wypisując bzdury w internecie, próbują narzucić wszystkim dookoła własne zdanie. Takie przypadki to temat na inną opowieść, będzie jeszcze o nich mowa, na razie cieszę się z moich Caudronów.
Dziękuję firmom ModelMaker Decals i YahuModel za udostępnienie akcesoriów na potrzeby relacji.
Marcin "Marwaw" Wawrzynkowski