Drukuj

Grumman F-14D Tomcat - 1/48 - Tamiya

 

Model:
•    F-14D Tomcat, Tamiya, 61118**8600
Wykorzystane zestawy:
•    F-14D seat belts painted, EDFE934
Kleje:
•    Tamiya Extra Thin, Revell Contacta
•    cyjanoakrylowe
Farby:
•    Bilmodelmakers
•    Hataka
•    Vallejo
•    Italeri
Chemia modelarska:
•    Płyn do zmiękczania kalkomanii    Mr. Mark Setter
•    Wasch Dark Grey, Black Tamiya
•    Matt verniks Vallejo 

 

F-14 Tomcat… Nie tylko wysoko wyspecjalizowany samolot bojowy o nienagannej i eleganckiej sylwetce, ale dziś to już bardziej ikona popkultury. Stało się tak za sprawą dwóch filmów „The Final Countdown” z 1980r. (polski tytuł „Jeszcze raz Pearl Harbour” i kultowego już „Top Gun” z 1986r. W obu tych obrazach myśliwce F-14 obok aktorów „grały” główne role, rozpalając wyobraźnię nie tylko entuzjastów lotnictwa. 

Wykorzystane to zostało do cna przez firmy modelarskie, które sprzedały miliony egzemplarzy zestawów umożliwiających budowę modelu Tomcata. Były to zestawy w różnych skalach i różnej jakości, przy czym dominowały tu modele produkcji japońskiej. Później legenda Tomcata nieco przybladła i ten stan rzeczy trwał do ostatnich lat, kiedy to pojawiły się informacje, że zostanie nakręcona druga cześć kultowej produkcji z Tomem Cruise, czyli „Top Gun II: Maverick”. Tomcatomania rozgorzała na nowo, a zaowocowało to rzecz jasna nowymi zestawami. W skali 1/72 pojawiły się doskonałe produkty firm GWH, Fine Molds i ostatnio Academy, zaś w skali 1/48 nowe zestawy wydały AMK i Tamiya. Ta ostatnia na nowo opracowała tez model F-14 w skali 1/32. Pojawiły się też zestawy opatrzone logiem filmu i zawierające kalkomanie umożliwiające budowę modeli samolotów występujących w filmie, ale niestety poza kalkomaniami zawierają one stare zestawy kompletnie nie spełniające obecnych standardów. Nie rozumiem takiego podejścia producentów modeli i nie wymienię nazw firm stosujących te praktyki. 

Kiedy jeden z kolegów zaproponował mi sklejenie nowego Tomcata z Tamiyi, zgodziłem się od razu, byłem bardzo ciekawy tego zestawu, zaś przed zakupem powstrzymywały mnie dość znaczne rozmiary modelu po sklejeniu i nie co mówić dość wysoka cena za zastaw. Na mój warsztat trafił w końcu nowy „Kocur” z Tamiyi, a dokładnie F-14D, określany także jako Super Tomcat. Wielkie pudło, kawał plastiku i jak to u Tamiyi wszystko estetyczne i pięknie wyglądające. Po ustaleniu wyboru dodatków, malowania i dokładnemu przestudiowaniu zestawu, mogłem się brać za robotę. Podstawowe elementy wyciąłem z ramek, skleiłem w całość skrzydła i usterzenie, przykręciłem mechanizm zmiany kąta natarcia skrzydeł i złożyłem ptaszysko na taśmę. Wielkość robiła wrażenie.  

Następnie zabrałem się za zmontowanie wszystkich podzespołów, które należało umieścić w kadłubie przed złożeniem jego w całość. Na pierwszy ogień poszedł luk przedniego podwozia.  Jest to rozwiązanie powielone z zestawu Hasegawy, ale że dobre, więc nie ma czego się czepiać. Luk podwozia składa się z sufitu i doklejanych osobno ścian bocznych, do nich doklejamy jeszcze kilka detali. Taka konstrukcja luku daje modelarzowi możliwość konkretnej waloryzacji, co zresztą uczyniłem, wykonując z drutu różnej grubości imitację instalacji hydraulicznej i elektrycznej.

Po oklejeniu „kablami” luk został złożony w całość, odstające w kilku miejscach kawałki drutu uformowałem przy pomocy pęsety, tak żeby udawały instalację taką jak w prawdziwym samolocie. 

Logicznym kierunkiem budowy byłoby zajęcie się lukami podwozia głównego, ale żebym mógł się nimi zająć konieczne było zmontowanie wlotów powietrza do silników wraz z ich wyposażeniem. Konieczne było także ich pomalowanie, bardzo pomocne okazały się dołączone do zestawu maski, którymi należało zabezpieczyć powierzchnie malowane kolorem białym, przed naniesieniem koloru dolnych powierzchni płatowca.

Wloty powietrza wraz z osprzętem zostały następnie zamontowane w dolnej połówce kadłuba. Spasowanie elementów było dobre, choć nie idealne, czego spodziewałem się po Tamiyi, dotyczyło to zwłaszcza elementów wklejanych pomiędzy wlotami a kadłubem. Teraz już mogłem wkleić boczne ścianki w lukach podwozia. Także to rozwiązanie zastosowała wcześniej Hasegawa, spasowanie poszczególnych elementów było idealne. 

Także luki podwozia głównego otrzymały imitację instalacji, którą wykonałem z drutu różnej grubości, wzorując się na zdjęciach rzeczywistych samolotów. Prezentuje się to później bardzo efektownie, więc warto się trochę przy tym pobawić.

 Kokpit był kolejnym etapem prac. Tu wielkiej filozofii nie było. Złożyłem poszczególne jego podzespoły zgodnie z instrukcją. Od siebie dodałem dosłownie kilka drobiazgów i tak ledwie widocznych.

Całość pomalowałem zgodnie z instrukcją, gdzie trzeba okleiłem kalkomaniami imitującymi ekrany monitorów i nałożyłem szary wasch. Pomalowany kokpit złożyłem w całość i przykleiłem na luku przedniego podwozia, tak jak to przewidział producent. Jedynie panele boczne  i osłony tablic przyrządów postanowiłem wkleić na etapie montażu przedniej części kadłuba. 

Fotele katapultowe to były jedyne elementy w których zastosowałem gotowe zestawy do waloryzacji, a konkretnie fototrawione, kolorowe pasy uprzęży wyprodukowane przez Eduarda, zresztą do jakiegoś starszego zestawu, praktycznie to samo a o połowę tańsze. Fotele postanowiłem jednak wkleić dopiero po sklejeniu i pomalowaniu modelu.

Kokpit został następnie zmontowany w całość i wklejony w prawą połówkę nosowej części kadłuba. W nosie umieściłem na wszelki wypadek obciążenie i skleiłem obie połówki w całość. Po obróbce miejsc łączenia wkleiłem część nosową ze sklejonym uprzednio kadłubem. Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie dolny panel z wnękami pod rakiety AIM-7 Sparrow. Jest on zdecydowanie za krótki, ale metoda  na niego jest taka, że trzeba go jak najdokładniej przykleić w przedniej części, szczelinę z tyłu jest prościej zaszpachlować a jeszcze prościej przykryć pylonami pod pociski Phoenix lub inne podwieszane uzbrojenie. Przymierzyłem w kokpicie fotele, prezentowały się znakomicie.

Płatowiec zatem został złożony w całość. Ponieważ skrzydła i stateczniki można było założyć na wcisk, tak też zrobiłem. Postanowiłem jednak na stałe wkleić usterzenie pionowe i spotkała mnie niespodzianka. Nie było zbyt dobrze spasowane z miejscami zamocowania na kadłubie. Tworzyły się szczeliny, musiałem trochę spiłować od wewnątrz napływy stateczników i trochę podszpachlować miejsca łączenia. W jakimś innym modelu przeszedłbym nad tym do porządku dziennego, ale w Tamce i to nowej?!  Coś nie tak. Poza usterzeniem zamontowałem w modelu wszystkie antenki i drobiazgi, jakich byłem pewien, że nie odpadną przy malowaniu. 

Podwozie było kolejnym etapem prac. Tu filozofii żadnej nie było. Złożyłem w całość według instrukcji to co przewidział producent, dodałem trochę detali, trochę kabli, koła postanowiłem wkleić dopiero po pomalowaniu całości. Jak widać na zdjęciach, przygotowałem sobie także pylony do podwieszania uzbrojenia. Trochę więcej uwagi poświęciłem stopniom i drabince. Dodałem trochę detali posiłkując się zdjęciami, stopnie wykleiłem także imitacją ryflowanej płyty firmy Steel Scorpion. 

Montaż oszklenia przebiegał bez problemowo. Nawet nie przypuszczałem, że osłona kabiny spłata mi paskudnego figla, który będzie miał wpływ wygląd budowanej repliki.

Do malowania użyłem lakierów firmy Bilmodelmakers. Kolega wybrał sobie jedno z pudełkowych malowań, a dokładnie Dywizjonu Szkolnego VF-101 „Grim Reapers” co mnie specjalnie nie zdziwiło, malowanie bardzo efektowne, dorównujące atrakcyjnością tym z dywizjonów VF-84 i VF-111. Malowanie i oznakowanie pochodziło z września 2004r. czyli z końcowego okresu F-14 w US Navy. Schemat malowania określany jako Tactical należał do grupy „low vis” i składał się z trzech kolorów:
FS 36385  (Bilmodel nr 157) – powierzchnie dolne,
FS 35237  (Bilmodel nr 259) – powierzchnie boczne i górne w części nosowej,
FS  26270 (Bilmodel nr 161) – powierzchnie górne, przy czym do tego lakieru należy dodać koloru RAF Dark Grey w proporcji 2 do 1 i dodać odrobinę ciemno niebiesko szarego.
Sam proces malowania zacząłem naturalnie od nałożenia w wszystkie elementy modelu podkładu w sprayu. Po czym natrysnąłem całą siatkę marmurka i preschadingu, do wykonania którego użyłem lakierów białego, ciemnoszarego i czarnego. Na dolnych powierzchniach w kilku miejscach naniosłem także kolor Zinc Chromate. Mogłem zabrać się za nanoszenie kolorów kamuflażu, malowałem poszczególne panele, co jakiś czas zmieniając nieco odcień lakieru, atak aż powstała zróżnicowana powłoka lakiernicza, jaką znamy ze zdjęć prawdziwych maszyn.

Ostatnim etapem malowania były luki podwozia. Wymagało to jednak zabezpieczenia wszystkich powierzchni wokół luków. Metodę tę podpatrzyłem na jakimś filmiku  z youtube i muszę przyznać, że jest ona znacznie mniej pracochłonna niż maskowanie samych luków. Po naniesieniu koloru białego, już przy pomocy pędzelków naniosłem kolejne kolory, czyli czerwony, czarny i srebrny, zaś po wyschnięciu farby wszystko potraktowałem szarym waschem. To samo dotyczyło pokryw luków i goleni podwozia wraz kołami.

Gotowe podzespoły podwozia mogły trafić na swoje miejsce w modelu. Do jego zamocowania użyłem kleju do polistyrenu w żelu, co dało mi czas na prawidłowe posadowienie poszczególnych detali względem siebie i złapanie odpowiednich kątów. Model bez problemów stanął na kołach. Na swoje miejsce trafiły także zbiorniki podwieszane.

 Na swoje miejsce trafiły także wszystkie pylony do powieszania uzbrojenia…

…a także fotele załogi, stopnie i drabinka. Wszystko byłoby dobrze gdyby nie przykra niespodzianka, jaka spotkała mnie przy zdejmowaniu masek. Okazało się, że osłona kabiny była nie dokładnie zabezpieczona, czego nie zauważyłem i napyliło mi farby do  środka. Musiałem tę farbę usunąć i wypolerować wnętrze osłony kabiny, co jednak nie wyszło zbyt dobrze Odłożyłem to na później i zabrałem się naklejanie kalkomanii. Kładły się  nieźle na płaskich powierzchniach, ale na wyobleniach już nie było tak różowo. Paszczę na nosie kadłuba musiałem w kilu miejscach naciąć żyletką i nie żałować płynu, na który kalka reagowała dość opornie. Używałem płynu Gunze, może inny się sprawdzi lepiej?  W linie podziału wpuściłem płyny Tamiya w kolorach czarnym – we wszystkie powierzchnie sterowe, hamulce aerodynamiczne i wszystkie pokrywy luków inspekcyjnych, szary – we wszystkie pozostałe linie.

Wykonanie uzbrojenia podwieszanego było jednym z ostatnich etapów prac nad modelem. Wybrałem zestaw przewidziany przez producenta do tego właśnie malowania. Składało się ono z bomb GBU-12, GBU-16, po dwie sztuki, zasobnika LANTRIN, oraz pocisków rakietowych AIIM-54 oraz AIM-9. Skleiłem je i pomalowałem zgodnie z instrukcją i okleiłem kalkami. Po wyschnięciu linie zapuściłem szarym waschem, a kiedy były suche mogłem umieścić je na swoich miejscach w modelu. Tu akurat musze się odnieść do informacji powielanej w sieci, że Tomcaty z VF-101 jako że należały do dywizjonu szkolnego wcale nie przenosiły uzbrojenia podwieszanego. Nie jest to prawda, ponieważ VF-101 był także dywizjonem testowym, gdzie sprawdzano rożne warianty uzbrojenia z pociskami klasy powietrze – woda włącznie. Znane są także zdjęcia F-14 z tej jednostki na pokładzie lotniskowca. Tomcat obwieszony bombami kierowanymi wygląda niezwykle oryginalnie i groźnie zarazem.

ozostały mi do zrobienia dysze silników. To jeden z mocniejszych punktów całego zestawu. Nie są potrzebne żadne żywiczne zamienniki, wystarczy skleić i pomalować. Jedynym mankamentem były kalkomanie do oklejenia tylnych części dysz. Pomysł zresztą znakomity, bo kalki mają pięknie wydrukowaną kratkowaną fakturę, ale niestety są zbyt sztywne do okrągłych powierzchni, do których trzeba je przykleić, konieczne było nacinanie kalek i ich zalewanie płynem, co niewiele pomogło, w kilku miejscach kalkomanie uległy uszkodzeniu, a ja musiałem to jakoś ratować farbą w odpowiednim odcieniu a także transparentną niebieską i czarnym waschem. Niestety  w zestawach kalkomanii oferowanych oddzielnie nie ma zamienników i kupowanie ich niewiele pomoże. Ale pomysł jest dobry więc może producenci kalek go podchwycą? Dysze po złożeniu w całość zostały wklejone gdzie trzeba, a ja wróciłem do najbardziej newralgicznego  miejsca czyli osłony kabiny. Jak widać na zdjęciu powyżej jej przejrzystość była daleka od ideału i wstyd to było komukolwiek pokazać, nie mówiąc o wydaniu modelu Koledze.

Ponieważ nie miałem pod ręką  nikogo, kto miałby zbędny ten element i zdając sobie sprawę, że pozyskanie zaminnika z Japonii może sporo potrwać, Postanowiłem ratować co się da. Ponieważ Sidolux którym pokryłem osłonę przy okazji gruntowania modelu pod kalki niewiele dał, stosując zasadę „co go nie zabije, to go wzmocni”, zaopatrzyłem się we wszystko co może być przydatne do polerowania z pastą do zębów włącznie, wieczór spędziłem na szlifowaniu, polerowaniu, poprawianiu … i tak kilka razy, aż efekt zaczął mnie zadowalać. Idealnie nie było, ale mogło oblecieć. Pomalowałem na nowo ramy oszklenia, wkleiłem lusterko wsteczne i umieściłem osłonę na miejscu, przy czym plastikowy siłownik zamieniłem na kawałek igły lekarskiej o odpowiedniej średnicy.

Zanim to jednak nastąpiło, pokryłem model matowym werniksem, choć pewne miejsca przy krawędziach natarcia i stateczniki pionowe pozostawiłem w satynowym wykończeniu. Po zakończeniu tej operacji wymalowałem wszelkiego rodzaju lampy pozycyjne i nawigacyjne, kończąc tym samym prace nad modelem.

Teraz trzeba to jakoś podsumować. Podczas budowy wskazywałem na pewne mankamenty zestawu, bo skoro mamy do czynienia z firmą – legendą i wysoką ceną jednostkową, mamy prawo oczekiwać modelu idealnego. Tak jednak nie jest kilka rzeczy wymaga uwagi, starałem się je możliwie dokładnie wyłapać i przedstawić w tekście. Model jest jednak bardzo dobry i wykonany zgodnie z filozofią Tamiyi, firma chce nim trafić do jak największej liczby odbiorców i tych zaawansowanych jak i tych średnim stażem. Każdy powinien sobie poradzić. Jeśli chodzi o moją skromną osobę, jak w przyszłości najdzie mnie ochota na budowę Tomcata w skali 1/48 to raczej nie będzie Tamiya, ale inny zestaw. Mam już kilka typów, ale na razie zachowam to dla siebie.



Marcin „Marwaw” Wawrzynkowski  

 

Our website is protected by DMC Firewall!