Airacobra "Buda" Andersona -1/72 - Arma Hobby

Model:
•    Model: P-39Q Airacobra, Arma Hobby, Nr kat.: 70055
Wykorzystane zestawy:
•    YAHUMODELS, P-39Q Airacobra late,  YMA7342
•    Allison 1710-33 (series C) - WW II US. Aircraft engine,  CMK7296
•    PART, P-39 Airacobra Academy,  PRT-S72-066
Kleje:
•    Tamiya Extra Thin, Revell,
•    cyjanoakrylowe
Farby:
•    Bilmodelmaker
•    akrylowe - różne
Chemia modelarska:
•    Surfacer 1000, Tamiya
•    Plastic Putty, Vallejo,
•    Płyn do zmiękczania kalkomanii  Mr. Mark Setter
•    Wash Black Tamiya,
•    Wash Lavado Sepia, Vallejo,
•    Matt verniks Vallejo

No tak, przyznam się bez bicia, trochę zaniedbałem modele firmy Arma Hobby, ograniczając się do recenzowania nowych zestawów i nabijania się histerii co niektórych, jaka towarzyszyła kolejnym premierom. Tym czasem ilość granatowych pudełek ozdobionych Żółwikiem rosła w niepokojącym tempie. Pora zatem coś skleić. Właśnie zastanawiałem się nad wyborem – Mustang, Hayate czy może P-39? Ostatecznie wybór padł na ten ostatni, w końcu złoty medal i tytuł Modelu Roku 2023 do czegoś zobowiązuje.

Wybrałem pierwszy z wydanych zestawów, czyli P-39Q. Zestaw ten już udowodnił swoją wysoką wartość, zmaterializowała się ona w postaci coraz to nowych relacji z budowy i galerii pięknie wykonanych modeli. Ja jednak chciałem się przekonać, jak ten zestaw będzie się poddawał waloryzacjom, przeróbkom oraz różnych eksperymentom. Dlatego uznałem, że wykonanie tego modelu z otwartymi klapami oraz zdjętą jedną z pokryw silnika będzie całkiem ciekawe. Dlatego zaopatrzyłem się w żywiczną makietę silnika Allison oraz zestaw blaszek Parta dedykowanych do modelu Academy. Dołożyłem do tego blaszkę z tablicami YahuModel i mogłem zabierać się do pracy.

Zacząłem od przygotowania otwartej pokrywy silnika. Wyciąłem odpowiedni panel na lewej burcie, oczywiście delikatnie, żeby go nie uszkodzić, bo zamierzałem go później wykorzystać. Z pasków cienkiego hipsu wykonałem imitację wewnętrznej konstrukcji kadłuba. Dokleiłem także półkę z radiostacją do której dołożyłem kilka drobiazgów z blaszki Parta. Nie byłbym sobą, gdybym nie dokleił kilku kabli.

Zrobiłem także kokpit oraz luk przedniego podwozia. Tu już nic nie cudowałem, skleiłem tak jak przewidziano w instrukcji. Zeszlifowałem tylko panele tablicy przyrządów żeby potem zamontować na nich tablicę Yahu.  Dołożyłem dosłownie kilka detali z blaszki Parta, więcej nie było sensu.  Nieco więcej przygód miałem z silnikiem. W całości makieta z CMK nie miała prawa zmieścić się przewidzianym do tego miejscu. Trzeba odciąć przednią część obudowy skrzyni korbowej a  potem przeciąć silnik wzdłuż w osi symetrii. Wtedy silnik możemy wykorzystać do dwóch modeli. Pod warunkiem, że dysponujemy dobrze odlanym egzemplarzem. Mój niestety okazał się pechowy. W środku był gigantyczny bąbel powietrza, który musiałem wypełnić klejem cyjanokarykowym, żeby nie rozleciał mi się w rękach. Oczywiście powinienem z tego powodu zrobić awanturę na jakimś forum modelarskim, ale skumulowaną energię postanowiłem poświęcić na ratowanie silnika i wpasowywanie w kadłub. Ostatecznie opłaciło się. Na tym etapie powstała pokrywa silnika, odchudziłem element z zestawu i odtworzyłem imitację jego faktury wewnętrznej.

Skrzydła także musiałem odpowiednio zmodyfikować. Wyciąłem klapy, a także lotki, bo zamierzałem je wykonać w pozycji wychylonej. Z lotek klinowate mocowania wyciąłem żyletką i wkleiłem na swoje miejsce w skrzydłach. Z zadowoleniem stwierdziłem, że wnęki klap z Parta idealnie pasują do skrzydeł zestawu z Army. Dołożyłem też trochę detali w lukach podwozia.

Skrzydła mogłem złożyć w całość i dokleić lotki. Tu wszystko pasowało idealnie. Na samym końcu obrobiłem miejsca łączenia. Dokleiłem też krawędzie spływu, które odciąłem z wyciętych wcześniej klap.

Kolejnym etapem prac nad modelem było pomalowanie wnętrza i jego montaż w całość. Do malowania użyłem farb akrylowych różnych producentów, dołożyłem wascha, czyli standard. Muszę przyznać, że drukowane detale dołączone w ramach promocji naprawdę robią robotę. Pomalowany fotem okleiłem kalkami imitującymi pasy, wyszło super. Podobnie jak detale Yahu. Zamontowanie tablicy oraz paneli znacząco poprawiło już  i tak pienie detalowaną kabinę.

Na zdjęciu z lewej widać jak prezentuje się makieta silnika. Można było zatem złożyć kadłub w całość. Zanim jednak to nastąpiło, trzeba było oczywiście obciążyć nosową część kadłuba. Do tego celu należy wykorzystać metalowe kulki załączone do zestawu, które wklejamy w odpowiedni o przygotowane miejsca. Z doświadczenia Kolegów wiem, że to nieco za mało i dlatego dołożyłem kilka kulek ołowianych – ciężarków wędkarskich. Pokroiłem je na pół i dokleiłem po obu stronach ścianek luku podwozia. Od zewnątrz.

Bardzo często tak jest, że kiedy zaczynamy bawić się w waloryzację i przeróbki nawet najlepszy zestaw może spłatać figla przy spasowaniu. Budowa mojej Cobry nie była tu wyjątkiem, ale nie było tu jakiś  strasznych przygód. Trochę uwagi i wielokrotne stosowanie starej modelarskiej zasady – „trzy razy przymierz a raz sklej” – tak podobno mawiał Mieszko I podczas klejenia Czapli, sprawiła, że kadłub skleiłem w całość w miarę bez stresowy sposób. Na koniec dokleiłem usterzenie. 

Ponieważ przednia cześć kadłuba nieznaczenie, naprawdę nieznacznie mi spuchła po zamontowaniu dodatkowego obciążenia, odbiło się to na wklejaniu płata. Na szczęście miałem pod ręką takie narzędzie jak płaski pilnik, który pomógł mi wpasować płat w kadłub. Mogłem się cieszyć już zgrabną sylwetką mojej miniatury złożonej w całość, no zabrać się za osłonę kabiny.

Pomalowałem ją kolorem wnętrza i wkleiłem na swoje miejsce, tu z wpasowaniem nie było żadnych problemów, zwłaszcza dokładnie obrobiłem miejsca po ocięciu form wtryskowych. Pomalowałem także wnętrza obu drzwiczek. Na tym etapie budowy jeszcze nie podjąłem decyzji, które z nich otworzę.

Przed rozpoczęciem malowania modelu przygotowałem sobie wszystkie drobne detale, które na miejsce miały trafić dopiero po zakończeniu malowania. Czyli podwozie, podwieszenia czy śmigło. Do goleni podwozia dołożyłem trochę detali Parta oraz imitacje przewodów hamulcowych zrobione  z cienkiego drutu. Rury wydechowe oraz lufy działka i karabinów pochodziły oczywiście z wydruków 3D.

Do malowania używałem lakierów modelarskich firmy Bilmodelmkers z Gdyni. Lubię je choć trzeba z nimi uważać, bo są dedykowane do malowania modeli żywicznych i nieumiejętnie nakładane mogą uszkodzić powierzchnię elementów wykonanych z tworzywa. Dlatego warto zabezpieczyć je warstwą podkładu. Powyższe zdjęcia ukazują poszczególne fazy malowania modelu, moim zamiarem było uzyskania delikatnego efektu cieniowania poszczególnych paneli, z uwzględnieniem tego, że samolot nie bazował w jakiejś prymitywnej frontowej stacji gdzieś na jednej z wysp Pacyfiku, ale na zachodnim wybrzeżu USA, wybrałem bowiem malowanie samolotu z 363 Dywizjonu Myśliwskiego, 357-ej Grupy Myśliwskiej bazującego w Oroville w Kalifornii, czyli maszynę por. Clarence “BUD” Andersona. Nawet w październiku 1943 r. tam jest raczej ciepło i sucho.

Po zakończeniu malowania dokleiłem wszystkie detale i zadowoleniem stwierdziłem, że model nie opada na ogon. Do rur wydechowych po stronie ze zdjętą pokrywą musiałem dokleić dystanse z kawałków tworzywa, żeby nie wchodziły za głęboko w kadłub. Dołożyłem trochę przewodów które podpatrzyłem na zdjęciach.

Potem nastąpił moim zdaniem najprzyjemniejszy etap prac nad modelem, czyli nakładanie kalkomanii, nanoszenie śladów eksploatacji. To była standardowa procedura, którą opisywałem już wiele razy, trzymałem się dalej przyjętych wcześniej założeń. Moja miniatura miała nosić delikatne  ślady eksploatacji, ale też nie chciałem zbytnio przesadzać. Wyszło tak jak widać na powyższych zdjęciach, ja z efektu jestem zadowolony.

Tak zatem dotarłem do końca pracy nad moją miniaturą. W sumie dwa tygodnie spędzone w towarzystwie doskonale opracowanego zestawu, którego klejenie było dużą przyjemnością. Wszystko doskonale opracowane i spasowane, widać, że podczas projektowania duży nacisk położono na to aby model był przyjazny modelarzom, nie sprawiał żadnych problemów podczas klejenia. Zresztą widać to po modelach, które powstały już wcześniej. Od siebie dodam, że bardzo dobrze poddaje się różnego rodzaju waloryzacjom i przeróbkom. Wbrew opinii różnego typu „Znafcuf” Arma Hobby w pełni zasłużyła na przychylne przyjęcie i laury, jakimi obdarzono ten zestaw. Na  pewno jeszcze nie raz zagości na moim warsztacie. Trzeba będzie tylko znaleźć ciekawą koncepcję budowy.

 

Podziękowania dla Arma Hobby i YahuModels za udostępnienie modelu i akcesoriów na potrzeby relacji.
Marcin "Marwaw" Wawrzynkowski

 

 

 

 

Partnerzy

         

Kluby modelarskie

 

 
       
                 
                 

 

DMC Firewall is developed by Dean Marshall Consultancy Ltd